Cypr to piękna wyspa z bujną przyrodą, a wiosna przychodzi tu dużo wcześniej niż do nas. Dzieci zrywają pomarańcze, karmią wielbłądy i ganiają kozy na łące.
Co roku pojawia się pytanie, czy z wyjazdami czekać do letnich wakacji, czy też ruszyć w trasę już wiosną np. na przedłużoną majówkę. Ponieważ bardzo ciężko nam usiedzieć na miejscu i tylko w podróży czujemy się w swoim żywiole, odpowiedź była oczywista. Jak zwykle spakowaliśmy bagaże i ruszyliśmy w nasze ulubione śródziemnomorskie rejony, tam gdzie nawet zimą jest wiosna. Na nasz ukochany Cypr.
Tym razem wybraliśmy niewielkie, ale urocze miasto na zachodzie wyspy, czyli Pafos. Tyle że spędziliśmy w nim tylko pierwszy i ostatni dzień pobytu oraz noce, bo przez resztę dni podróżowaliśmy po całej wyspie, odkrywając cuda natury i architektury. Odległości między poszczególnymi miastami nie są w tym kraju wielkie, a porządne autostrady pozwalają poruszać się dość sprawnie.
Wyprawy do innych miast, takich jak Nikozja – stolica Cypru, Limasol czy Larnaka, a także do uroczych wiosek urozmaiciły nasz pobyt. Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na wynajem samochodu, choć nie bez obaw, bo Cypryjczycy – jak Anglicy − jeżdżą po „złej” stronie drogi. Trzeba jednak przyznać, że jest to jedyne rozsądne rozwiązanie, bo własny samochód pozwala dotrzeć w swoim tempie prawie wszędzie (poza wysokimi górami i strefą okupowaną, czyli północną stroną wyspy, gdzie nie wolno wjeżdżać pożyczonym autem). Samochód musiał być duży, by zmieściła się w nim ekipa złożona z trojga dzieci i czwórki dorosłych, ale wypożyczalni jest mnóstwo, więc nie było problemu ze znalezieniem odpowiedniego auta.