Do chęci zostania położną po prostu dorosła. Po urodzeniu pierwszego syna wiedziała, że to jest jej droga. Za najtrudniejsze w zawodzie uważa spotkanie z rodzicami po stracie, za najwspanialsze – kontakt z młodymi matkami, które traktuje z pokorą i… wyciąga wnioski.
Zaskoczyło Panią zwycięstwo?
Edyta Szumska: Bardzo. Wzięłam udział w plebiscycie, ale nie sądziłam, że otrzymam aż tyle głosów. Wszystkim serdecznie dziękuję. Położnictwo jest moją pracą i pasją zarazem. Moją pierwszą własną dorosłą decyzją, bo nikt nie pchał mnie do tego zawodu. Położną postanowiłam zostać po urodzeniu pierwszego syna.
Bo miała Pani jakieś niedobre doświadczenia?
Wręcz przeciwnie. Poród Kamila wspominam bardzo dobrze. Do zawodu pchnęła mnie więc pozytywna motywacja (śmiech). Pomyślałam, że chciałabym poznać go od środka. W położnictwie niezwykle ważny jest kontakt z matką i jej maleństwem. Nawiązanie relacji. To są żywi ludzie o czym w środowisku medycznym czasami się zapomina… Samopoczucie matki podczas porodu odgrywa niewiarygodną rolę. Kiedy czuje się bezpieczna i „zaopiekowana”, cała akcja przebiega dużo sprawniej, a i samo dziecko na tym korzysta.
Ale Pani nie odbiera porodów?
Od trzech lat jestem położną środowiską. Wcześniej pracowałam w szpitalu na oddziale ginekologii i patologii noworodka. W sumie od 11 lat w zawodzie. Ale mam kontakt ze świeżo upieczonymi rodzicami i ich dziećmi, gdyż odbywam tzw. wizyty pilotażowe w domach. Uczę młode mamy przystawiać dziecko do piersi, pomagam podczas pielęgnacji. Często też po prostu porozmawiam, dodam otuchy.
Czy jest Pani mile widziana?
Tak, choć zdarzają się i mniej przyjemne wizyty, o których nie chcę jednak opowiadać. Tylko raz musiałam zainterweniować w sprawie dziecka w Ośrodku Pomocy Społecznej. Przeważnie młode matki chcą dowiedzieć się jak najwięcej. Są otwarte na współpracę. Coraz częściej też towarzyszą im ojcowie, przebywający np. na urlopie tacierzyńskim. Podoba mi się ten trend, angażowanie się w opiekę nad noworodkiem młodych tatusiów. Niedawno jeszcze sytuacja nie do pomyślenia.
Co jest najturdniejsze w Pani pracy?
Spotkanie z rodzicami po stracie dziecka. Bywa, że trafiają do mojego gabinetu matki, które przy okazji rutynowej wizyty nagle ujawniają swój ból, zaczynają opowiadać o straconym dziecku, mają zaszklone oczy… Wiem, jak ważne jest wysłuchanie takiej mamy. I lepiej zważać wtedy na słowa. Nie mówić za wiele. Po prostu wysłuchać… Ostanio byłam na wizycie u kobiety, która urodziła córeczkę. Okazało się, że to jej trzecie dziecko. Pierwsze utraciła przed laty będąc w 30 tygodniu ciąży. Chociaż minęło tyle czasu, ona nie potrafi o tym zapomnieć. To są niezwykle trudne przeżycia dla matki.
Co by powiedziała Pani dziewczynom marzącym o zawodzie położnej? Może jakaś wskazówka od doświadczonej koleżanki?
To zawód, do którego trzeba mieć serce. Bez pasji i przekonania można narobić więcej złego niż dobrego. Warto też pamiętać, że polega na kontakcie z żywymi, konkretnymi ludźmi, a ten zawsze jest niełatwy.
Warto uczyć się radzenia sobie w sytuacjach trudnych i stresowych, panowania nad emocjami, ale też umiejętności słuchania, prowadzenia dialogu, a nawet dyskusji i… optymizmu. Każdy patronaż, czyli każda rozmowa to „lekcja” poszerzająca moje zawodowe doświadczenie. W biurze, przy biurku, chyba bym umarła. (śmiech).
„Położna na medal” to rozstrzygnięta z końcem grudnia ubiegłego roku I edycja konkursu zorganizowanego przez Akademię Malucha Alatan. Konkurs jest elementem kampanii edukacyjno-społecznej, której celem jest promocja dobrych praktyk w zakresie standardów opieki okołoporodowej oraz podkreślenie roli położnej i jej kompetencji. W konkursie wzięło udział 705 położnych z całej Polski i oddano ponad 45 tys. głosów. Głosy były oddawane poprzez stronę akcji www.poloznanamedal.pl. Uoczystość rozdania nagród odbędzie się 20 marca w Warszawie. Druga edycja konkursu rozpocznie się 1 kwietnia i potrwa do końca roku.