Z dziećmi trzeba rozmawiać o niepełnosprawności. Warto budować w nich przekonanie, że ludzie mają różne deficyty, ale dobrze się nawzajem wspierać. Sebastian Grzywacz wie, w jaki sposób to robić.
– Taki pies jest jak Porsche cayenne – mówi Sebastian Grzywacz o swoim przewodniku. – Całkowicie zaspokaja moje ego. Roll jest piękny i mądry. Pomaga Sebastianowi każdego dnia. Jest Największą atrakcją spotkań z dziećmi. Prawdziwą sensacją. Niektóre dzieciaki mogą pod opieką Sebastiana pójść z nim na krótki spacer. Zakładają opaski, ruszają i w praktyce dowiadują się, jak to jest polegać na zwierzaku. Łapią w lot, że mózgiem całej operacji jest człowiek. Pies po prostu wykonuje jego polecenia. Dzieci i niepełnosprawni – te dwa światy Sebastian Grzywacz postanowił zbliżyć na tyle, na ile to możliwe.
Dlaczego Sebastian prowadzi prelekcje dla dzieci? Powtarza, że dzieci uwielbia. Wszystkie. Samotnie wychowuje swojego czteroletniego Franka. Mieszkają w domu z ogrodem we trzech – Franek, Sebastian i jego tata.
Dlaczego opowiada dzieciom o życiu osób niewidomych? Wzrok stracił w wypadku motocyklowym przed sześcioma laty. Niewidoma jest także jego narzeczona Dorota Ziental. Warszawskie szkoły odwiedzają wspólnie – oni i ich psy. Marzy im się mała rewolucja w postrzeganiu osób niepełnosprawnych:
– Wiem, jak to jest. Pamiętam dobrze – tłumaczy Sebastian. – Kiedy przed wypadkiem spotykałem niewidomą osobę, myślałem, że to człowiek, który prawdziwego życia nie zazna, dziewczyny nie pozna, na wycieczkę nie pojedzie i będzie mieszkał z mamą aż do jej śmierci.
Na własnej skórze przekonał się, jak bardzo się mylił. Chce wytłumaczyć dzieciakom, że niepełnosprawni ludzie zakochują się, pracują, wysyłają maile, oglądają filmy, chodzą do muzeów i na imprezy. Chce im pokazać, że bywają zadbani, dobrze ubrani, uprawiają sporty.
– Dzieci z podstawówki robią wielkie oczy, kiedy opowiadam im, że wspinam się na ściankach i biegam w maratonach. Gimnazjaliści – kiedy mówię o tym, że odwiedzam puby, piję piwo, jadam kolację w mieście. Widzą w nas osoby uśmiechnięte, zadbane, takie, które radzą sobie w życiu i się spełniają. Chcemy przełamać wizerunek osoby niepełnosprawnej jako biedaka, smutnego i nieszczęśliwego człowieka.
Spotkanie z Dorotą i Sebastianem trwa zwykle dwie-trzy godziny. Na początek rozkładają komputery, klawiatury, smartfony i pokazują, w jaki sposób elektroniczne gadżety ułatwiają życie osobom niewidomym.
– Detektor kolorów w moim smartfonie prezentujemy zawsze, bo prawie na każdym spotkaniu pojawia się pytanie, w jaki sposób się ubieramy, żeby wszystkie ubrania do siebie pasowały. Ja pamiętam kolory, chodzę zawsze do tego samego sklepu i mówię: „Poproszę koszulę w kolorze fuksji”. Potem pani mi tłumaczy, jaki to jest odcień: czy jaśniejszy, czy ciemniejszy. Przy innych zakupach i w domu przydaje się detektor kolorów. Jest też prezentacja readerów, które umożliwiają osobom niewidomym pracę przy komputerach – wysyłanie maili, czytanie tekstów, obsługiwanie programów, prowadzenie bloga.
Savoir-vivre
Po pierwsze, i najważniejsze, nie wolno pomagać na siłę – dowiadują się dzieci podczas spotkań z Sebastianem. To częste doświadczenie osób niewidomych – próbują dokądś dojść z pomocą białej laski, gdy nagle czują, że ktoś ich przesuwa, ciągnie za rękę albo rękaw kurtki.
– To, że ludzie pomagają, chociaż nie zawsze powinni, dzieci łapią od razu. Dorosłym trudno jest wyjaśnić i wytłumaczyć: „Proszę mnie nie szarpać”. Proszę, żeby tego nie robili, staram się pilnować swoich granic, ale ludzie często traktują to jako przejaw chamstwa czy agresji. Tłumaczę, że nie chcę siedzieć w metrze, a podchodzi do mnie pani, odrywa mi rękę od rurki i chce sadzać na siłę. Powtarzam, że dziękuję, a pani odchodząc, mruczy pod nosem, że nie dam sobie pomóc. Dzieciakom z podstawówek nie muszę tego mówić dwa razy, wystarczy raz: „Jeśli chcecie komuś pomóc, to najpierw zapytajcie, czy tej pomocy potrzebuje”.
Po drugie, należy się w rozmowie zwracać do osoby niewidomej, a nie do towarzyszącej. To jest problem wszystkich osób niepełnosprawnych. – U ludzi widzących bardzo ważny jest kontakt wzrokowy – wyjaśnia Sebastian. – Ja nawiązuję, ale wiele niewidomych osób – nie. Wtedy rozmówcy często zwracają się do osoby obok niewidomego. To niekulturalne.
Przy okazji Dorota i Sebastian wyjaśniają, jak wytłumaczyć drogę osobom niewidomym. Nie powinno się mówić „tu, tam”, bo to nic nie znaczy, kiedy się nie widzi. Lepiej wyjaśnić: „Na godzinie trzeciej jest skręt w prawo”. Z psem sprawa jest łatwa. Sebastian używa nawigacji z telefonu i pies prowadzi go do samych drzwi.
Aktywizacja
Największym długofalowym planem Sebastiana jest aktywizacja osób niepełnosprawnych. Ciągle podkreśla, że należy je wspierać w aktywnym życiu, i podpowiada dzieciom, jak mogą to zrobić: warto zaprosić na urodziny kolegę z porażeniem mózgowym albo umówić się na kawę z niewidzącym sąsiadem. Ma ambicję, żeby po naszej wizycie w szkole pozostały dzieci, dla których osoba niepełnosprawna to nie jest ktoś, na kogo gapią się na ulicy, tylko człowiek, któremu można pomóc, z którym warto porozmawiać. Jest przekonany, że dzieci po spotkaniu z nim stają się bardziej empatyczne i wrażliwe. Szczególnie te z młodszych klas podstawówki. Sam również pracuje z niepełnosprawnymi dziećmi. Jest wolontariuszem w terapeutycznym przedszkolu Świata Ciekawi, w grupie złożonej z sześciorga autystycznych osób:
– Sprawia mi niewiarygodną przyjemność obserwowanie, jak te maluchy się zmieniają dzięki terapii. Niektóre z niskofunkcjonujących dzieci zaczynają nawiązywać kontakt. Czasami z tygodnia na tydzień widać, jak dużo daje terapia. Roll dorabia w tej grupie jako dogoterapeuta.
Sebastian Grzywacz podkreśla, że trzeba takie osoby aktywizować, zachęcać do życia, rehabilitować społecznie. Bo sama edukacja to za mało, potrzebne są konkretne informacje, nie tylko z biologii czy fizyki. Nastoletnie niewidome dziewczyny powinny mieć lekcje makijażu, ktoś musi im pokazać, jak się malować, jak się modnie ubierać, jak zestawiać ubrania. Osoby widzące obejrzą w sieci, sprawdzą w gazecie i już wiedzą. Osobę niewidomą trzeba wszystkiego nauczyć.
Kolejnym problemem do rozwiązania jest edukacja seksualna. Ludzie widzący mają artykuły, filmy, książki. Ludzie niewidomi nie wiedzą nic.
– Ani jaka antykoncepcja, ani nic o technice, na przykład jakie są możliwe pozycje. Planujemy z Dorotą napisać taką książkę z seksuologiem. Chcemy, żeby była jak najbardziej praktyczna.
Niewidzialna wystawa
Co mogą zrobić rodzice, których dzieci nie trafią na prelekcję? Żadna osoba widząca nie będzie tak wiarygodna i nie poprowadzi zajęć tak jak Sebastian czy Dorota. Można za to zabrać dziecko na niewidzialną wystawę (http://niewidzialna.pl/) w jednym z warszawskich biurowców. Oprowadzają po niej niewidomi, wchodzi się w całkowite ciemności, w których spaceruje się po ulicy, zagląda do warzywniaka czy barku. Ludzie funkcjonują tam tak jak niewidomi.
Sebastian jest przekonany o tym, że dzieciom warto pokazywać świat niepełnosprawnych. Jest także pewien, że sporo zostaje im w głowach i sercach. – Już miałem taką sytuację, że idzie mama z dzieckiem i mówi: „Jaki superpiesek”, a dziecko: „Ja wiem, nie wolno go głaskać”. Dzieciak zapamiętał, że psów przewodników nie powinno się rozpraszać, kiedy są w pracy.
Więcej informacji na temat prelekcji w szkołach można znaleźć na stronie: www.odispsycholog.pl/fundacja Blog Rolla, psa przewodnika Sebastiana Grzywacza, znajdziecie na: rollpiesprzewodnik.wordpress.com (to też dobra lektura dla dzieci).