Dla małego dziecka ciało to nie tylko głowa, ręce, nogi czy brzuch, ale także – a może i przede wszystkim – mnóstwo fascynujących otworów, z których wypływają tajemnicze ciecze. Nas, dorosłych, denerwują zachowania, które klasyfikujemy jako „obrzydliwe” – plucie i zlizywanie śliny, dłubanie w nosie i zjadanie glutów, obwąchiwanie ręki wyjętej z majtek. Niewinność często rozumiemy jako bezpłciowość, wpadamy w panikę, gdy dzieci pytają o seks. Tymczasem odkrywanie własnego ciała to dla nich czynność tak samo naturalna jak budowanie wieży z klocków. Tylko o wiele ciekawsza.
Zgadnij, kotku, co mam w środku
Kilkulatek odkrywający swoje ciało zmienia się w detektywa, który próbuje rozwikłać zagadkę „co mam w środku?”. Wpadając na trop, rusza śladami swoich podejrzeń. Gil wyciągnięty z nosa nie jest dla niego niczym wstrętnym, jest częścią badanego obiektu. Czymś, co było w środku, a co po wyjęciu można wziąć pod lupę i dowiedzieć się czegoś o sobie. Chociażby jak smakuje.
Ucho ma otwór, w którym idealnie mieści się palec. Gdy dobrze nim podłubać, można wyciągnąć brązowe coś. Niektórzy mówią na to „miodek”. A wiadomo, co się robi z miodem. Mniam! Ale tu zdziwko – miodek z ucha wcale nie jest słodki.
Z takich drobnych śledztw dziecko czerpie wiedzę o swoim ciele. Nie ma świadomości funkcjonowania organizmu, czerpie ją zmysłami. – Do szału doprowadzało mnie, kiedy moja trzyletnia córka pluła na lustro i przyglądała się, jak ścieka ślina, lub rozmazywała ją ręką. Mówiłam, żeby tego nie robiła, bo wydaje mi się to obrzydliwe, ale bez efektu. Odbierałam to zachowanie jako złośliwość, więc za plucie – a właściwie za niesłuchanie mnie – stosowałam drobne kary – opowiada Ela. I tu się myli: córka z pewnością nie chciała robić jej przykrości. Być może sprawdzała, czy wypluta ślina zawsze się pieni, a może patrzyła, jak w miejscu, w które napluła, zniekształca się odbicie w lustrze. Albo po prostu zastanawiała się, co takiego zbiera się w ustach, co ciągle trzeba przełykać.
Jasne, wszystko komplikuje się w przestrzeni publicznej. Za puszczonego przez dziecko w autobusie bąka odpowiedzialność zawsze spada na rodziców. Możemy tłumaczyć dzieciom, że obowiązuje nas wszystkich pewna umowa – w obecności innych nie plujemy, nie zjadamy glutów, nie puszczamy bąków, nie grzebiemy w pupie. Jeśli dzieci chcą to robić, niech robią w domu lub bez świadków.
Szlaban na „te” sprawy
Zainteresowanie własnym ciałem pojawia się około drugiego roku życia. Wcześniej mamy etap tak podstawowych prawd jak ta, że ręka i noga to części tej samej całości, a „ja” i „mama” – wręcz przeciwnie. Dla niemowląt nie jest to wcale oczywiste.
Zabawa na całego rozkręca się, gdy dziecko sprawnie się przemieszcza, chwyta, rozumie słowa. Sami zwracamy jego uwagę na części ciała, choćby takimi pytaniami jak: „Gdzie masz nosek, uszko, oko, pępek?”. Każda trafna odpowiedź nagradzana jest radością całej rodziny.
Ale niektórzy rodzice biją brawo za prawidłowe wskazanie ucha, a kiedy dziecięcy palec ląduje na cipce lub siusiaku, syczą: „Zostaw!” lub krzywią się: „Fuj!”. Takie reakcje świadczą nie tylko o ich stosunku do własnych części intymnych, ale są dla dziecka przede wszystkim czytelnym komunikatem, że strefa między nogami to trefny rejon, a majstrowanie przy nim to brzydka sprawa. Celują w tym zwłaszcza babcie. – Kiedy moja mama widziała wnuczkę radośnie dotykającą pupy, reagowała tak dramatyczną pantomimą, jakby Ola wkładała palce do kontaktu – mówi Ela. Przyznaje, że ze szczerych rozmów z przyjaciółkami wynika, iż z żadną rodzice nie rozmawiali o seksualności i ciele.
Dla pokolenia naszych mam i babć cielesność była tematem tabu. – Bardzo długo nie zdawałam sobie sprawy, że mam pochwę. Myślałam, że cipka służy tylko do sikania – mówi Martyna. Ciało było tematem tak nieobecnym, że nawet nie przyszło jej do głowy, by dociekać, czy jest tam coś jeszcze. – Czasem dziwię się, jak to możliwe, że w ogóle nas spłodzono! – śmieje się Ela.
Do czego ta dziura?
Ale zdarza się i tak, że dziecięce eksperymenty potrafią wprawić w zakłopotanie nawet tzw. wyzwolonych rodziców. Marcin opowiada, że zastał czteroletniego syna na próbie włożenia do odbytu samochodziku, Ela była świadkiem, jak jej córka wkłada palec do cipki i po wyjęciu wącha go i oblizuje, Katarzyna zrezygnowana dzwoniła do przyjaciółki po radę, bo jej trzyipółletni syn próbował upchnąć kupę w butelce po szamponie. „Cała łazienka w gównie! Już nie mam siły” – szlochała do słuchawki, bo perypetie z kupą są w jej macierzyńskim życiu stałym elementem. Joanna nie bez zdziwienia przyznaje, że jej 11-letni syn z lubością obwąchuje rękę, którą trzymał pod pachą lub w pachwinie. – Nawet jeśli nie mieści nam się to w głowie, wszystko jest w normie. Otwory w ciele i substancje, które z nich wychodzą, fascynują dzieci. Powinniśmy reagować, jeśli ich zachowanie jest niebezpieczne, np. kiedy wkładają sobie drobne przedmioty mogące utknąć w ciele. Mówić: „Możesz sobie zrobić krzywdę”, a nie: „Coś z tobą jest nie tak”. Dzieci nie robią tego z seksualnych pobudek – tłumaczy Urszula Sajewicz-Radtke, psycholog rozwojowy z Sopockiego Wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i poradni psychologiczno-pedagogicznej Tęcza w Gdańsku.
Niewinni onaniści
To chyba największy szok dla rodziców. Fakt, widok dwuipółletniej dziewczynki doprowadzającej się rączką do dreszczy może szokować. Tym bardziej że masturbacja w ogóle w naszym społeczeństwie jest – błędnie – uważana za grzech, a nawet chorobę. Rodzice Natalki nie wiedzieli, jak na to reagować i czy ta praktyka nie wypaczy jej na przyszłość. – Z tym zmartwieniem przychodzi do mnie najwięcej rodzin. Ale dziecięca masturbacja to zupełnie normalne zjawisko. Po prostu dzieci odkrywają przypadkiem (dziewczynkom pomagają w tym np. pasy fotelików samochodowych), że pobudzanie pewnych obszarów ciała może sprawiać przyjemność. I chcą jej doświadczać częściej. Nie wpływa to na psychikę czy seksualność w dorosłym życiu. Nie świadczy o nadpobudliwości ani nieprawidłowym rozwoju – tłumaczy Urszula Sajewicz-Radtke.
Bywa, że masturbacja jest reakcją na stres (np. rozwód rodziców, śmierć bliskiej osoby) czy inne niepokojące sytuacje, ale wtedy występują jeszcze dodatkowe symptomy – nagły spadek nastroju, rozchwianie emocjonalne, mroczne rysunki, niespokojny sen, moczenie się. „Zwykła” masturbacja nie jest powodem do niepokoju.
– Michaś, siedząc na nocniku, często masuje siusiaka, doprowadzając go do erekcji. I widać, że sprawia mu to przyjemność. Wciąż mnie to trochę szokuje, ale nie reaguję, ponieważ w „tyle głowy” mam zakodowane, że niewłaściwa reakcja może spowodować poczucie winy i konsekwencje w dorosłym życiu – mówi Marta.
Słusznie, zwyczaj dziecięcej masturbacji z czasem po prostu mija. Jednak, jeśli ktoś koniecznie chce temu zaradzić, wystarczy odwracać uwagę dziecka. Często sprawia sobie przyjemność, kiedy jest mu smutno, nudzi się, zasypia samo w łóżku, podczas jazdy samochodem. Kiedy uwaga dziecka skoncentrowana jest na czymś innym, nie myśli o dodatkowych bodźcach.
Jak nas pan Bóg stworzył
Akceptację dziecięcej perspektywy znacznie ułatwia zadanie sobie pytania, na jakiego dorosłego chcemy wychować dziecko. Amerykańska seksuolożka Laura Berman twierdzi wręcz, że tak jak określamy swoje oczekiwania wobec dzieci w sferze wykształcenia, talentów czy przystosowania społecznego, tak samo powinniśmy uświadomić sobie, czego oczekujemy od nich w sferze seksu. Czy tego, że pójdą do łóżka dopiero po ślubie, czy też kiedy będą gotowe, czy w związkach będą umiały tworzyć układ partnerski, czy chcemy, by nam się zwierzały, jaki mają mieć stosunek do siebie i własnego ciała.
Nie wszystko zależy od nas, ale uświadomienie sobie tych oczekiwań warunkuje rodzicielską strategię. – Staramy się chować synów w całkowitej akceptacji swej cielesności. Nigdy nie kryliśmy się przed nimi ze swoją golizną. Kiedyś żona przysłała mi fajnego MMS-a z kąpieli pod prysznicem. Starszy syn miał przypilnować młodszego. Wepchnął więc leżaczek z małym bratem do łazienki, obok postawił sobie krzesełko i siedzieli tak, oglądając kąpiącą się mamę – opowiada Jacek. Siedmioletni Antek często jej się przygląda i analizuje wygląd. Uważa, że mama jest ładna, i wyznacza Antkowe standardy. Lubi dziewczyny szczupłe (jak mama), zwraca uwagę na kobiecy wygląd i komentuje go. Jako pięciolatek powiedział pani z przedszkola: „Pani ma nową fryzurę! Ale pani ładnie wygląda”.
Zbyszek też nie kryje się ze swoim ciałem przed córką, ale kiedy skończyła trzy lata, miał wątpliwości, czy powinni się wciąż razem kąpać. Dla Poli to wielka atrakcja. W wolne dni ojciec godzinami czyta w wannie, więc wspólna kąpiel to takie dopuszczenie do rytuału. Dziewczynka w tym czasie bawi się swoimi wodnymi zabawkami, a przy okazji wciąga go w rozmowę. – Dopóki takie sytuacje nie są podszyte erotyzmem, nie ma powodu ich unikać. Dzieci same je przerwą, kiedy zacznie im to przeszkadzać. Pola odmówi wspólnej kąpieli albo wręcz wyprosi ojca z łazienki, kiedy jego obecność będzie ją krępować – tłumaczy Urszula Sajewicz-Radtke.
Potwierdza to Magda. – Krzysiek potrzebował mojej obecności przy zasypianiu chyba aż do dziesiątego roku życia. Biegał nago po domu, nie zamykał się w łazience. Aż nagle, pewnego dnia, po prostu to uciął.
Jest pytanie, jest odpowiedź
Gdy Ola przyłapała mamę w toalecie na zmianie tamponu, zapytała: „Co to?”. Dowiedziała się, że kiedy dziewczynka wyrasta na kobietę, czasem leci jej z dziurki w pupci krew. Przyjęła to krótkim „Aha”. I wbrew obawom mamy krew nie skojarzyła jej się negatywnie. – Jeśli rodzice przekazują dzieciom podobne informacje w sposób naturalny i pozytywny, potraktują je tak samo – mówi Urszula Sajewicz-Radtke.
Starszy syn Jacka erekcję traktuje trochę z przymrużeniem oka, a trochę jako powód do dumy. Bywa, że wieczorem wygrzebuje się z łóżka, przychodzi do rodziców i z dumą w głosie oznajmia: „Ale mam wielkiego siusiaka!”. – Odkąd mu powiedziałem, że Red Hot Chili Peppers występowali na koncertach ze skarpetami na genitaliach, co jakiś czas próbuje tego samego numeru i udaje, że gra na gitarze – śmieje się Jacek. Sam ma zdrowe podejście do siebie i własnego ciała. Taki wzorzec przekazuje synom.
Niezależnie od naszych poglądów najważniejsze jest to, by dziecko na swoje pytanie otrzymało od nas odpowiedź. Rodziców, którzy mają wątpliwości, kiedy i jak dużo tłumaczyć, może pocieszy to, że dzieci same to regulują. I na początku jest to całkiem proste zadanie.
– Temat seksu pierwszy raz wypłynął w kinie, na seansie „Niedźwiadka” Jeana-Jacques’a Annauda. Podczas sceny kopulacji niedźwiedzi Krzysiek zapytał mnie: „Co one robią?”. Odpowiedziałam, że robią nowe niedźwiadki. I to mu wystarczyło – mówi Magda, która samotnie wychowała dorosłego dziś syna. Gdy odpowiedź nie satysfakcjonuje dzieci, pytają dalej.
Dlatego nie ma sensu wyrywać się przed szereg i na proste pytanie serwować wykładu z biologii. Kiedy Ola będzie chciała wiedzieć więcej, zapyta, „dlaczego” krew miesięczna leci. Wtedy można opowiedzieć o jajeczku i zapłodnieniu.