W dorosłym życiu często wchodzimy w rolę, jakiej nauczyliśmy się w dzieciństwie. Mały błazen zamienia się w dużego komika. A początkujący lider w przywódcę. Czy zawsze to jest świadomy wybór?
Marcin jest duszą towarzystwa. Łagodzi konflikty, w najtrudniejszych momentach potrafi wszystkich rozbawić, a sam wydaje się nie stresować niczym.
Od trzech miesięcy pracuje w nowej firmie, po raz pierwszy na menedżerskim stanowisku. Niedługo kończy mu się umowa na okres próbny. Kilka dni temu został wezwany do dyrektora. Usłyszał, że jest świetnym specjalistą, ale ma problem z dyscyplinowaniem zespołu. „Nie możesz z ludźmi śmiać się i żartować, gdy nie oddają na czas projektów.
A nas gonią terminy. Powinieneś być liderem. Twój zespół może cię i lubi, ale jednocześnie lekceważy”. Marcin postanowił, że zmieni swoje zachowanie. Tyle że gdy zaczął się zastanawiać nad tym, jak ma to zrobić, okazało się, że nie wie. Od zawsze był grupowym błaznem. Taki obrazek. Marcin ma pięć lat. W przedszkolu bawi się głównie z dziewczynkami. Od chłopaków słyszy: „Nie grasz z nami w berka, bo jesteś za wolny”. Kiedyś Marcin wpada na pomysł, żeby przykleić wychowawczyni na plecy naklejkę z Kaczorem Donaldem. Chłopcy zauważają to, przerywają swoją zabawę i zaczynają się głośno śmiać. Marcin jest z siebie dumny. Szybko orientuje się, że rozbawiając innych, jest w stanie wejść do każdej hermetycznej grupy. Zaczyna być zauważany, lubiany. Podobnie zachowuje się w szkole i na studiach. I to zawsze działa.
Iza Śliwińska, psycholog kliniczny z Uniwersytetu Warszawskiego, wyjaśnia: – W dorosłym życiu często wchodzimy w rolę, jakiej nauczyliśmy się w dzieciństwie.
Rodzina jest najważniejszym czynnikiem kształtującym człowieka – tak jeszcze w pierwszej połowie XX wieku twierdzili psychoanalitycy. Z czasem zauważono, że niemal takie samo znaczenie ma środowisko, w którym dorastamy. Nasze poczucie tożsamości rodzi się też w interakcjach z innymi ludźmi. Jestem ładny czy brzydki? Robię coś dobrze czy źle? Odpowiedzi na te pytania nikt nie odnajduje, patrząc w lustro. Jacy jesteśmy, dowiadujemy się przede wszystkim stąd, jak reagują na nas inni. Już przedszkolak szybko przekonuje się, że właściwie niemożliwe jest życie bez rówieśników. Bo to z nimi może się bawić, poznawać świat. Uczy się współdziałania i rywalizacji, dzielenia się, walki o przywództwo, radzenia sobie ze stresem, wrogością i przemocą – poznaje siebie. Dowiaduje się również, że wykluczenie z grupy jest jednym z trudniejszych życiowych doświadczeń.
Byłam niedawno na przedstawieniu u swojego sześcioletniego syna. Po spektaklu dzieci jadły podwieczorek. Obserwując je, zorientowałam się, że każde z nich pełni w tej przedszkolnej grupie inną rolę. Jeden z chłopców, Olaf, z całą pewnością był ulubieńcem wszystkich. Każdy chciał koło niego usiąść, każdy go słuchał, dzieci wyraźnie walczyły o jego uwagę. Z kolei Filip wciąż był na „nie”. To miejsce mu się nie podoba, pączki są niedobre, a sok niesmaczny. Co ciekawe, nikomu poza panią to nie przeszkadzało. Inni wyraźnie czuli przed Filipem respekt. Julka z kolei śmiała się i kokietowała wszystkich, wciąż robiąc zabawne rzeczy, a Bartek, jeden z najspokojniejszych chłopców, wyraźnie trzymał się z boku.
Później od Izy Śliwińskiej dowiedziałam się, że dzieci – podobnie jak dorośli – wchodzą w grupie w określone role. Najważniejszą jest lider.
To on mówi innym, co jest fajne, a co nie, przydziela zadania. Dokładnie tak zachowywał się Olaf. W grupie jest też tzw. buntownik, podważający zasady, zawsze będący w opozycji do nauczyciela, albo lider. Obserwator to ktoś przezroczysty: stoi z boku, wie, co się dzieje, ale rzadko lub nigdy nie podejmuje inicjatywy. Jest jeszcze błazen, dobry uczeń (zawsze stara się odczytać intencje dorosłego i wyjść naprzeciw jego oczekiwaniom), outsider i tzw. kozioł ofiarny, ktoś odrzucany i nieakceptowany. Większość badań pokazuje, że to, czy dziecko jest akceptowane przez grupę, ma znaczący wpływ na jego samoocenę i sposoby radzenia sobie w przyszłości. W przedszkolu zastanawiałam się, dlaczego wszyscy słuchają Olafa, a nie na przykład Bartka czy Julki. I jaki wpływ mamy my, rodzice, na to, jak traktowane jest nasze dziecko?
Rola dziecka w grupie jest wypadkową kilku czynników. Jego temperamentu, wychowania, ale też struktury samej grupy. Wiadomo jedno: tam, gdzie panują jasne, proste zasady, trudniej o podziały. Jeśli wychowawcy uczą przedszkolaków, a potem uczniów, współpracy, okazują empatię, a jednocześnie wyciągają konsekwencje, gdy ktoś narusza reguły – na przykład wyśmiewając kogoś czy szykanując – wtedy nie ma sztywnego podziału ról. Owszem, jedni są lubiani, inni mniej, ale nie przybiera to karykaturalnych kształtów. Niezależnie, czy ktoś jest lubiany, czy nie, dorośli nie mogą zgadzać się na niemiłe zachowania wobec żadnego dziecka.