Rozmowa z Michałem Rusinkiem, sekretarzem noblistki Wisławy Szymborskiej, który porwał się na książkę o… dziecięcym przeklinaniu.
GAGA: Zdarza się Panu przekląć?
Michał Rusinek: Pewnie. Najczęściej w samochodzie. Sposób jazdy Polaków sprawia, że podnosi mi się adrenalina.
A gdy jadą z Panem dzieci?
To wtedy staram się powstrzymywać. Chociaż zdarzyło mi się parę razy przy nich zakląć. Wypominają mi to do dziś, kiedy zwracam im uwagę, by uważały na język.
A dlaczego dzieci przeklinają?
Z tego samego powodu co dorośli. Tak samo jak my wyrażają swoje emocje. Poza tym dzieci podchwytują nasz język. Ale ich przekleństwa różnią się od naszych. Jeżeli nie są skażone językiem dorosłych, to dzieci kombinują. I robi się zabawnie oraz pouczająco.
I właśnie to stało się tematem Pana książki „Jak przeklinać…”. Jak doszło do jej powstania?
Wpadłem na pomysł, kiedy tłumaczyłem na polski „Fistaszki”, czyli cykl komiksów Charlesa Schulza. Natrafiłem tam na dziecięce przekleństwa – przecież ich twórcami są wyłącznie dzieci. Uświadomiłem sobie wówczas, że w języku polskim mamy tylko „o rety”, „do licha”, „ojejku” czy bardziej związane ze sferą religijną „o rany”.
Dlatego postanowiłem pozbierać językowe wyrazy emocji używane przez dzieci. Zacząłem podpytywać przyjaciół, jak przeklinają ich maluchy. Takie odpowiedzi jak „pergolesi” czy „kurczę bladziuchne” warte były książki.
Te zabawne powiedzonka wywodzą się jednak z zasłyszanych u dorosłych przekleństw.
Tak, rodzice czasami nie zdają sobie sprawy z tego, że dzieci chłoną wszystko, co oni powiedzą, także wulgaryzmy.
Zdarzało się Panu w dzieciństwie zakląć?
Był oczywiście taki okres w szkole podstawowej, że nie wypadało nie kląć, bo przestawało się liczyć w grupie. Wychowywałem się częściowo w Zakopanem i pamiętam stamtąd takiego malucha, który wyszedł przed chałupę i spytał: „Kaj się, kulwa, mój smocek zapodzioł?”. W tym nie było absolutnie nic wulgarnego, tylko wyraz emocji i prawdziwe zdenerwowanie. W Zakopanem słowa, które są powszechnie uważane za brzydkie, stanowią element komunikacji. Bez nich by się zdanie rozsypało. Ale powiem pani szczerze, że do mnie przekleństwa jakoś nie pasowały.