Pomijając sytuacje skrajne, czy nie jest tak, że mimo najlepszych chęci rodziców zawsze jakieś dziecko w rodzinie jest bardziej wyróżniane?
Dzieci rywalizują ze sobą i zdarza się czasem, że któreś ciągle wygrywa. Na ogół tak się dzieje, często wyróżniane są najmłodsze, zwłaszcza niedawno urodzone. Ale tak być nie musi. Znam z bliskiej obserwacji pewien przykład, niezwykle przekonujący: w tej rodzinie siedmioletnia dziewczynka bardzo dobrze zareagowała na pojawienie się małych braci (urodziły się bliźniaki), w ogóle nie była o nich zazdrosna ani nie próbowała rywalizować o względy rodziców. Wydawało się, że cała uwaga matki musi być skupiona na dwóch wymagających ciągłej obsługi noworodkach. Tymczasem ona tak umiała znaleźć się w tej złożonej sytuacji, żeby maluchy były wspólną sprawą dla niej i dla córeczki.
I zapewniała ją wiele razy codziennie, że jest kochana, ważna, potrzebna. Rodzice zwykle nie mają świadomości, że to ma aż takie znaczenie dla starszego dziecka, a nawet jeśli wiedzą, to nie potrafią przełożyć tej wiedzy na praktykę. A to się tak opłaca! Po pierwsze – nie pojawia się wtedy zazdrość i rywalizacja, po drugie – starsze chce z tym młodszym przebywać i pomagać w opiece nad nim. Zresztą wymaga to szczególnego postępowania tylko przez krótki czas, bo niebawem dla starszego dziecka staje się jasne, że ono też jest ważne.
Nie wszystkie dzieci łatwo okazują emocje, choćby i negatywne, w reakcji na pojawienie się rodzeństwa. Niektóre duszą to w sobie. Po czym można się zorientować, że coś niedobrego dzieje się z tym starszym?
Wcale nie trzeba się orientować, trzeba to zakładać z góry! Kiedy pojawia się nowe dziecko, uwaga matki w naturalnym trybie zaczyna być podzielona. Dotychczas to pierwsze było najmłodsze i miało wszystkie przywileje najmłodszego, teraz następne z nich korzysta. Z natury rzeczy starsze dostaje – nie tylko obiektywnie, ale zwłaszcza w swoim odczuciu – mniej miłości i poczucia ważności niż dawniej. I należy mu to zrekompensować, nie zastanawiając się, czy to ma wpływ, czy nie! Nic jeszcze się nikomu nie stało, jeśli za dużo razy usłyszał, że jest kochany. Natomiast w wyniku tego, że słyszał za mało, zdarzyło się wiele zła – dzieciom niekochanym i krzywdzonym trudno potem uwierzyć w siebie, zaufać ludziom, cieszyć się życiem.
Skoro osiągnięcie w tej kwestii równowagi jest tak trudne, to może lepiej nie mieć więcej dzieci, nie fundować im traumy?
To by było klasyczne wylewanie dziecka z kąpielą. Po prostu trzeba być uważnym. Posiadanie rodzeństwa ma swoje wielkie zalety i dla wielu osób jest to najlepsze źródło wsparcia i zrozumienia w życiu. Ponieważ z nikim się tak dobrze nie znamy, nie mamy tylu wspólnych doświadczeń, tak dużo o sobie nawzajem nie wiemy.
To prawda, ale to też oznacza, że nikt nie potrafi nas boleśniej ugodzić. Zakłada się z góry, że rodzeństwo zawsze powinno się kochać, a przecież równie często spotyka się sytuacje, że się nie znosi albo – w najlepszym razie – jest wobec siebie obojętne.
Właśnie dlatego trzeba dbać o to od początku, przede wszystkim w newralgicznym momencie pojawienia się „konkurencji”. Ważne jest również to, jak odnosimy się do dzieci w zależności od ich płci. Na przykład niektórzy ojcowie chcą mieć dziecko płci męskiej i do dziewczynki dociera komunikat: „Właściwie lepiej by było, żebyś była chłopcem”; czasami odwrotnie – szczególnie pożądana jest dziewczynka, a rodzi się chłopiec. Ktoś taki w zabieganiu o względy rodziców od razu ma gorszą pozycję niż brat czy siostra, a jeżeli czuje się gorszy, to ma pretensje i poczucie krzywdy, które potem nakręca konflikty o sprawy majątkowe i wszelkie inne, zabija chęć podtrzymywania kontaktu itp. Po latach nawet drobny powód wywołuje kompletnie nieproporcjonalną reakcję, ponieważ otwiera się wielka bańka z bólem i poczuciem skrzywdzenia. Czasem dopiero w dorosłości dokonuje się jakiś rodzaj rozrachunku i pojednania między rodzeństwem. Ale to jest bardzo trudno zrobić, ponieważ – proszę o tym pamiętać – to są dziecięce emocje! Jesteśmy ich mało świadomi, a jeśli nawet, to trudno nam ubierać je w słowa, bo wzięły się z czasów, kiedy jeszcze tego nie umieliśmy. A przy tym stereotyp kulturowy jest taki, że rodzina powinna się kochać, więc złość czy niechęć do brata lub siostry są nie w porządku i przez to są wstydliwe.