Czy każda kłótnia między rodzeństwem jest zła?
Zabrzmi to trochę jak masło maślane, ale wchodzenie w konflikt uczy tego, jak się zachowywać w konflikcie. Uczy znoszenia ostrych emocji, które się wtedy pojawiają, uczy rozeznania, jaką reakcję wywołuje takie czy inne nasze zachowanie. Może małe dzieci nie „komputerują” tego tak dobrze na poziomie świadomym, ale jeśli miały do czynienia z kłótniami i tarciami, to w dorosłym życiu lepiej sobie z nimi radzą. Jest i druga funkcja konfliktu – kiedy odreagowujemy coś, zbiera się w nas złość i coś musi się z nią stać. Czasami kierujemy ją do wewnątrz, i to jest bardzo niedobre, bo w dalszej perspektywie skutkiem są choroby somatyczne albo też wylewanie złości na innych, którzy nic nie zawinili. Niekiedy na zabawki, ale i na młodszego braciszka albo pieska, a potem na podwładnych lub żonę… Jeżeli potrafimy w kłótni bez ranienia drugiej strony wyładować złość, to dalsze kontakty toczą się w zupełnie innej sytuacji emocjonalnej. Jak po burzy, atmosfera się oczyszcza.
Czyli nie wchodzić w sprzeczki pomiędzy rodzeństwem? Nie godzić dzieci na siłę?
Myślę, że często mają rację rodzice, którzy mówią: rozwiążcie to sami. Ale pod warunkiem, że zwracają uwagę, żeby nikt nie był bezustannie eksploatowany czy szykanowany. Typowy przykład to namawianie niezależnie od okoliczności, żeby ustąpić młodszemu czy choremu rodzeństwu albo karanie pod hasłem: jesteś starszy i mądrzejszy. Zdarzają się też – i to częściej, niż nam się wydaje – sytuacje przemocy pomiędzy rodzeństwem, nawet jeśli to tylko któreś skubnie drugiemu część kieszonkowego albo wyśmiewa się z „kujona”, którzy przykłada się do odrabiania lekcji. Na to trzeba być bardzo wyczulonym. I wnikliwie rozsądzać, bo nieraz częściej przyznajemy rację temu dziecku, które się zgrabniej tłumaczy, albo jesteśmy bardziej skłonni wierzyć dziewczynkom niż chłopcom. Widać więc, jak łatwo dopuścić do sytuacji, kiedy sprawiedliwość jest skrzywiona.
A co w kwestii różnicy wieku? Rodzice często się zastanawiają, co jest lepsze dla rodzeństwa – kiedy różnica jest mała czy większa. Jak to wpływa na relacje dzieci?
Każdy z tych układów ma swoje wady i zalety. Kiedy dzieci są w podobnym wieku, mają towarzystwo, a to jest naprawdę wiele warte!
Sama jestem z bliźniaków i w ogóle nie pamiętam z dzieciństwa, żebym była osamotniona. Znam niejedno rodzeństwo bliskie sobie wiekowo, stanowią dla siebie naprawdę duże wsparcie. Z kolei przy znacznej różnicy wieku rodzeństwo zwykle mniej ze sobą rywalizuje. Często obie strony coś z tego mają: młodsze dzieci mają zastępczą matkę czy ojca, a starsze uczą się być rodzicami. I potem dobrze sobie radzą, kiedy im samym rodzi się pierwsze dziecko. Spokojnie znoszą tę sytuację, która bywa przerażająca dla osób bez takich doświadczeń – organizowania codziennego życia, opieki i pielęgnacji niemowlęcia. Dla dzieci, które zetknęły się z tym w wieku kilkunastu lat, samo to doświadczenie bywa niezwykle nagradzające, jeżeli oczywiście nie została na nie zrzucona cała odpowiedzialność za niemowlaka. A z drugiej strony – chyba nie muszę mówić, czym dla młodszego może być fakt, że ma starszego brata czy siostrę…
Z drugiej strony są badania, które pokazują, że to jedynacy mają największą szansę być najlepiej wyedukowani, najbardziej inteligentni, odnoszący sukcesy itd.
Tylko czy to jest najważniejsze w życiu?! W sprawie kształcenia i rozwoju intelektualnego dzieci mamy obsesję, i to jeszcze XIX–wieczną! Tymczasem już na przełomie XIX i XX wieku Zygmunt Freud, od którego zaczęłyśmy tę rozmowę, odkrył, jaką wagę w życiu człowieka mają emocje. Powstaje więc pytanie: czy skupiamy się na tym, jakie osiągnięcia naukowe, szkolne, zawodowe ma człowiek, czy na tym, w jakim stopniu jest zadowolony z życia, szczęśliwy, harmonijny? Te rzeczy wcale nie zawsze idą ze sobą w parze. Osoby, które wychowały się z rodzeństwem, łatwiej nawiązują kontakty z ludźmi i generalnie lepiej się z nimi czują, potrafią współdziałać z innymi, czerpią więcej satysfakcji z bycia w grupie – w szkole, na studiach, w pracy, w założonej przez siebie rodzinie. Dlatego niesłusznie postępują ci, którzy decydują się na posiadanie jednego dziecka dla jego dobra. I tu bowiem sprawdza się ogólna zasada, że w samotności trudno odnaleźć szczęście.