Kupa uczy pokory, kupa zbliża do szczęścia, bo w zmianie pieluszek małego człowieka zawiera się całe tu i teraz. A zrozumienie tego jest tym, co Budda nazwałby pewnie oświeceniem.
Od kilku lat dzielę mądrość na dwie kategorię – mądrość płynącą z materii oraz na tę płynącą z ducha, a raczej jego wytworów, które reprezentuje tzw. sfera kultury: literatura, teatr, muzyka, film etc. Pierwsza, płynąca z obcowania z materią, dotyczy raczej świata natury – sikania w lesie na jaskrawozielony mech, rozgrzebywania czubkiem buta ziemi i przesypywania jej z ręki do ręki, plucia z mostu do rzeki i obserwowania trajektorii lotu śliny, przyglądania się rozjechanemu kotu na jezdni albo kopulującym gdzieś na trawniku psom tudzież bijącym się o kawałek słoniny sikorkom. I ta właśnie w pełni koresponduje z KUPĄ, wiodąc człowieka od marności nad marnościami do absolutu. Zwłaszcza gdy temat kupy na drodze rozwoju człowieka jest wszechobecny i nie daje o sobie zapomnieć.
W moim przypadku było to osiem lat unurzanych w kupie córeczek – bliźniaczek, znanym wam już całkiem dobrze jako H&M, czyli Helenki i Milenki vel Łebków od Szpilki. Osiem lat, licząc skromnie, pomnożonych co najmniej przez dwie kupy dziennie, dało bizantyjski wręcz (jeśli chodzi o przepych) wynik 5840 kup łącznie!!! Wow! Nie muszę ukrywać, że sama mam dla siebie spory szacunek ze względu na te kupy właśnie, na liczbę zmienionych pieluch, maści do rąk na spękaną skórę, bo przecież ktoś te dupiny musiał chusteczkami wycierać, na nigdy niezrobione w żadnym salonie paznokcie, bo kto by tam przepuszczał kasę na manikiur, gdy jeszcze tego samego dnia oddawać się będzie nie raz i nie dwa zmienianiu pieluch i utylizowaniu kupy.
Kupa dziecka to podstawa, to fusy, z których można wywróżyć najbliższą przyszłość. Po kupie bowiem najprędzej widać, czy dziecko jest zdrowe, czy nie, bo przecież straż nad owym zdrowiem pełnią w 80 procentach jelita! Ich stan odpowiada za stan zdrowia dziecka, o dorosłych nie wspominam, bo to często idioci narażający swoje jelita na piekło za życia.
Kupa uziemia, kupa daje dystans, kupa zapośrednicza w pokorze. Ileż to razy korciło mnie, by się z tego mojego życia choćby na moment wyjąć, wypisać, i – ilekroć pozwalałam sobie na chwilę zapomnienia i zaczynałam się odrealniać – prawie natychmiast Helena z Mileną przywoływały mnie do rzeczywistości poprzez zrobienie kupy w pampersy ewentualnie w gacie.
Wówczas musiałam natychmiast wracać na ziemię ze swoich marzeń na księżycu, które i tak zawsze prowadziły mnie prawie do depresji, tak bowiem dalekie były od rzeczywistości, w której przyszło mi żyć, nieprzystawalne. Od tego ośmioletniego przewijania i zmieniania pieluch (polecam te ekologiczne, kupuję je tutaj), podmywania, podcierania, talkowania i „sudokremowania” stałam się lepszym, bo wreszcie choć odrobinę pokornym, człowiekiem, a nie kimś, kto od dziecka żył tylko w przyszłości, teraźniejszość odbierając jako coś koszmarnie trudnego, niemal nie do zniesienia.
Kupa uczy pokory, kupa zbliża do szczęścia, bo w zmianie pieluszek małego człowieka zawiera się całe tu i teraz. A zrozumienie tego jest tym, co Budda nazwałby pewnie oświeceniem. W tym więc aspekcie jestem istotą oświeconą, a moją wiedzę można zważyć i zmierzyć liczbą zafajdanych w piękne florystyczne motywy pampersów.
PS.: Milenie, po operacji polegającej na przecięciu filum terminale w Instytucie Chiari & Syringomyelia & Escoliosis w Barcelonie, trening czystości zajął zaledwie dwa tygodnie. Wcześniej, rok w rok ponosiliśmy fiasko. Obecnie sama, bez żadnego przypominania biega do toalety oddawać się radosnemu rytuałowi sikania do kibelka i robienia kupy, Hesia zaś caly czas odnotowuje jeszcze tak zwane drobne wpadki, jednak i ona jest na dobrej drodze samodzielności i socjalizacji. Nasze życie zmieniło się nie do poznania, a pieluchy zostały raz na zawsze skreślone z listy zakupów.