Obawa numer 3
Mamy zmienić też siebie?!
Dominika i Piotr od roku przeżywają kryzys. Ona podejrzewała, że on ma kogoś, a Piotr był przekonany, że Dominika ma romans z kolegą z pracy. Po wielu kłótniach, które niczego nie zmieniły, doszli do wniosku, że zostaną ze sobą ze względu na Jaśka (9 lat), ale będą żyć oddzielnie. Ich zdaniem Jasiek nie ma pojęcia, co dzieje się między nimi, choć kilka razy był świadkiem awantur. Od kilku miesięcy wychowawczyni zgłasza skargi na zachowanie ich syna. Stał się agresywny, zaczepia młodszych kolegów na przerwach, a nawet dochodziło do incydentów wyłudzania pieniędzy. Psycholog szkolny zaprosił rodziców na wizytę i zasugerował terapię rodzinną. Dominika i Piotr zgodnie się oburzyli, twierdząc, że terapię powinien przejść Jasiek i co ma piernik do wiatraka. Są przekonani, że swoje sprawy załatwili niezwykle dyskretnie, a problemy syna mają związek z nieudolnością pedagogów szkolnych. Ich obawy intensyfikują się po rozmowie ze „znajomymi znajomych”, którzy opowiedzieli im, że z podobnego powodu trafili wszyscy „na kozetkę”, a psychoterapeutka zajęła się w pierwszej kolejności problemami między nimi. Dlaczego mamy odkrywać swoje sprawy, gdy tak naprawdę chodzi o Jaśka? ‒ pytają oboje.
Terapia dziecka nie równa się terapia rodziców. Tak myśli większość zgłaszających się zatroskanych dorosłych. Kłopoty w szkole, z rówieśnikami, brak koncentracji w nauce, agresja ‒ to tylko nieliczne problemy, których źródło tkwi także w sytuacji w domu. Dziecko prawie zawsze reaguje na to, co dzieje się między rodzicami. Czasami od razu, czasami z opóźnieniem. Kiedy się boi tego, czego nie rozumie. Albo gdy rozumie i domyśla się tego, co nastąpi. Kiedy rodzice cierpią, albo jedno z nich. Dzieci czują się bezpieczne, gdy ich dom jest bezpieczny. W przeciwnym razie okazują swoje emocje poprzez różne nieakceptowane społecznie zachowania. Po co? Bo podświadomie chcą zwrócić uwagę innych. Powiedzieć głośno to, co staje im w gardle:
„U mnie w domu dzieje się coś złego”. Rodzice, którzy przyprowadzają swoje dziecko na terapię, często domyślają się, że jego kłopoty mogą mieć związek z ich kłopotami. Tym bardziej boją się, że psycholog to odkryje i zacznie oczekiwać zmian. Że nie będzie można zamieść problemu pod dywan, tylko trzeba będzie podjąć decyzje. Trudne decyzje. I wreszcie zacząć działać. Czasami odejść, czasami zostać, ale zawsze pracować nad zmianą sytuacji, która negatywnie wpływa na ich dziecko.
To tylko przykłady obaw rodziców przed pierwszą, i nie tylko, wizytą u psychologa. Po pierwsze więc: ocena, po drugie: diagnoza, po trzecie: oni sami. Można długo dyskutować o tym, na ile psycholog ma prawo przenikać do prywatności rodziców, angażować ich w terapię, analizować relacje rodzinne. Ma prawo jednak rozmawiać o tym zawsze wtedy, kiedy dotyczy to symptomu, z którym zgłasza się dziecko, a więc i jego rodzice. Zachowania naszych dzieci rzadko biorą się z przypadku, najczęściej ich źródła powiązane są ze środowiskiem, w którym żyją. Ale nie zawsze powodem są rodzice. Analiza ich sytuacji może tylko pomóc psychologowi wykluczyć ten czynnik wpływu i skutecznie dotrzeć do samego dziecka. Tak, diagnoza jest potrzebna, a w niej także minimalna ocena naszych metod wychowawczych, ale to nie słowa są ważne ani nazwy czy epitety (idealny versus nieidealny), lecz klucz do serca i umysłu dziecka. A ten posiadają jedynie rodzice. Psycholog jest tylko chwilowym odźwiernym. Ja też nim jestem i uwielbiam ten moment, gdy udaje mi się przekręcić klucz ‒ mam nadzieję, że tak też będzie w przypadku rozczochranego pięciolatka, który już czeka przed moim gabinetem.