Dlaczego?
Bo zazwyczaj w drugiej klasie następuje kulminacja okresu dojrzewania i triumf hormonów. W starym systemie ten moment wypadał bardziej naturalnie podczas przejścia z podstawówki do liceum. W nowym wypada w środku gimnazjum. Wiadomo, że pierwsza klasa to dla uczniów okres dostosowywania się do nowej sytuacji, badanie niepewnego gruntu. W drugiej klasie są już zaaklimatyzowani i hamulce puszczają. Nawet dobrzy uczniowie mogą mieć fatalne oceny i źle się zachowywać. To czas na bunt. I dramat rodziców.
Ale z moich obserwacji wynika, że w trzeciej klasie to się bardzo naturalnie reguluje. Uczniowie uświadamiają sobie, że zbliża się końcowy egzamin, i biorą się w garść.
A z kolei liceum to pierwszy moment, kiedy młodzież zaczyna pracować już bardziej na własny rachunek. Chociaż wybór liceum jest wciąż bardziej sprawą towarzyskiego prestiżu niż świadomej inwestycji w siebie.
Czyli powtarzanie dzieciom – co często robią rodzice – że uczą się dla siebie, kompletnie nie ma sensu…
O nauce dla siebie można mówić dopiero w przypadku studiów, a i to nie zawsze. Do niektórych dociera to dopiero po czterdziestce.