Dzieci pytają, ale rodzice wstydzą się odpowiadać. „Skąd się (nie) biorą dzieci?” – książka autorstwa Wiesława Sokoluka i Bianki-Beaty Kotoro – pytalskim tłumaczy świat, a dorosłym, podpowiada, jak wybrnąć z zaskakujących pytań.
Czy tytuł jest prowokacyjny? Przecież w książce wyjaśniacie, skąd się dzieci biorą.
Bianca-Beata Kotoro: Wyjaśniamy i skąd się biorą, i skąd się nie biorą. Integralną jej częścią są rysunki, a więc i bociany, i kapustę znajdziecie na okładce, ale na tym rozprawa z mitami na temat pochodzenia dzieci się kończy. Czy to prowokacja? Staramy się zwrócić uwagę dorosłych, że najmłodszych, zwłaszcza w tematyce „skąd się biorą dzieci?” nie powinno się oszukiwać. Wręcz przeciwnie – to doskonały moment na dialog. W tym wieku dzieci spontanicznie domagają się uczestniczenia w nim, wystarczy więc tylko za nimi podążać. I warto nadmienić, że taka okazja się już później nie powtórzy!
Część rodziców ma opory, by rozmawiać z przedszkolakiem. Dlaczego warto?
Wiesław Sokoluk: Po pierwsze dlatego, że pyta. A jeśli nie otrzyma odpowiedzi, to pytać przestanie. Po drugie, jest to pierwsza i prawdopodobnie ostatnia okazja do sensownego nawiązania z dzieckiem dialogu w tym obszarze świata. Po trzecie, rodzice są w tym momencie pierwszymi i najważniejszymi informatorami. Jeśli będziemy z nim szczerze rozmawiać, ono będzie rosło ze świadomością, że z rodzicami można o wszystkim porozmawiać, i nie będzie tej informacji szukało gdzie indziej – z jakiegoś niewiarygodnego i niekontrolowanego źródła informacji typu internet czy podwórko.
B.-B.K.: To nie jest kwestia braku wiedzy, ale braku gotowości emocjonalnej. Dorośli wiedzą, CO powiedzieć, ale nie wiedzą JAK. Dlatego należy na początku zastanowić się, jaka jest odpowiedź na to pytanie, niezależnie od tego, kto pyta. A dopiero potem pomyśleć, jak dopasować odpowiedź do perspektywy pytającego, np. przedszkolaka. Choć ja się śmieję, że kto potrafi przedszkolakowi wyjaśnić, ten potem wyjaśni każdemu…
A dlaczego przedszkolakowi najtrudniej?
W.S.: Przedszkolak jest na etapie myślenia konkretno-obrazowego, w związku z czym trudno tłumacząc mu coś, używać np. metafor. Trzeba szukać takich porównań, które są mu bliskie. Do czego np. porównać macicę?
Rodzice często mówią, że to „domek dla dzidziusia”…
W.S.: Właśnie! A dla dziecka domek to domek – taki z dachem, kominem, łóżeczkiem…
I zastanawia się, gdzie to wszystko mamusi zmieściło się w brzuchu…
B.-B.K.: Lepiej macicę porównać do woreczka. Dzieci w wieku przedszkolnym je mają, noszą w nich kapcie, ubranka, wiedzą, że te woreczki mogą się – jak macica – powiększyć i zmniejszyć, można je otworzyć i zamknąć, możemy z nich coś wyjąć.
Moja córka nie była w stanie sobie wyobrazić, że dziecko wychodzi przez pochwę. Przecież ta dziurka jest za mała!
B.-B.K.: Bo pochwa jest jak golf, który wkładasz zimą, albo szalik typu komin, który rozciąga się i twoja głowa się w nim mieści. Z kolei pępowina to rurka, a nie sznurek, bo przez sznurek jedzenie nie poleci! Pamiętajmy, by odpowiadać w sposób prosty i konkretny.
W.S.: Bo my często odpowiadamy dookoła. To tak, jakby ktoś nas pytał o godzinę, a my zamiast powiedzieć 12.30, zaczęli mu tłumaczyć, jak działa zegarek. Należy wydobyć z danego zjawiska informacje kluczowe, bez których nikt by go nie zrozumiał, i dopiero z tych informacji budować odpowiedź. Na przykład porodu nie da się wytłumaczyć bez macicy, skurczu i pochwy.