– Przy dwójce niepełnosprawnych dzieci nie znajduję żadnej wolnej minuty, a przecież pies to byłoby moje trzecie dziecko – mówi Ola. Myślała o tym, by kupić psa dla dziewczynek, ale zdecydowali się z mężem na zajęcia z dogoterapii, bo pies wymagałby od nich zbyt dużego zaangażowania. Magda Madajczyk dodaje: – Czasami praca z psem obcym daje lepsze efekty niż z własnym, bo dziecko traktuje to jako nowy bodziec w codziennej rutynie ćwiczeń. Pies w domu jest kochany, pomocny, ale jest „mój”, a przyzwyczajenie do zwierzęcia, obcowanie non stop, może zmniejszyć motywację do ćwiczeń. Nierzadko przychodzą do nas dzieci, które mimo posiadania własnego psa, korzystają z zajęć. Poza tym czasami rodziny kupują jakąś określoną rasę przekonani, że z racji już samego pochodzenia pies nadaje się na dogoterapeutę. A nie zawsze tak jest: nie każdy rasowy pies może być pomocnikiem, a psem pomagającym może być nawet mieszaniec, byle miał określone cechy charakteru. Witek, który po własnych doświadczeniach ma hodowlę labradorów, zgadza się z tą opinią całkowicie. – Przychodzą do nas ludzie, którzy są przekonani, że kupią labradora, on podrośnie i sam z siebie będzie pomagał. A my zawsze przekazujemy im informację, że taki pies musi przejść szkolenie i powinien być konsekwentnie prowadzony w domu przez człowieka. Labradory są z natury łagodne, ale przy nieodpowiednim wychowaniu lub w wyniku doznanego od człowieka zła mogą również reagować agresywnie.
Chcemy tego bez ogona, mamo
Beata Dziewońska od zawsze marzyła, by mieć labradora. Nie dlatego, że jest rodzinny – czym sugeruje się większość ludzi, ale z powodu tego, że to pies pracujący. Marzyła o tym, by nauczyć go aportować, skakać, pływać. Ani przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, by psa kupić. Od początku wiedziała, że trzeba zwierzę zaadoptować. Nie kupić, nie zamówić u hodowcy, nie zapłacić i mieć, ale adoptować zwierzę, które z jakiś powodów zostaje bez domu. Dzieci, o dziwo, rozumieją od razu tę potrzebę.
– Nie możemy wziąć tej suni, mamo, tylko tego bez ogona – mówi nagle głośno siedmioletni syn Beaty, Maciek, gdy szukają wraz z trójką pozostałego rodzeństwa na stronie Fundacji Pomocy Labradorom „Prima” psa dla siebie. Beata odwraca się zdziwiona i pyta: – Dlaczego? Przecież chcieliście suczkę. Michał patrzy na nią uważnie i mówi: – Przecież on nie ma ogona. Nikt go nie weźmie. Fakt, nie ma ogona. Fakt, ludzie nie chcą psów bez ogona. Fakt, ludzie nie chcą psów z wadą, chorych ani starych. Dlaczego dziecko zrozumiało to szybciej niż ja?. Zawstydza się i podejmuje decyzję o adopcji Largo.
– Świat dziecka jest bardzo prosty. Są słabsi i silni. Gdy od początku uczymy dziecko, by opiekować się na przykład zwierzęciem, tak naprawdę uczymy go odpowiedzialności za słabszych – mówi Patrycja Rzepecka, psycholog z Centrum Psychoterapii i Rozwoju SWPS. – Dorośli, którzy instynktownie nie dążą do zaopiekowania się zwierzęciem (jeśli mają ku temu warunki), to mogą być osoby, które nigdy nie miały takiego doświadczenia i się tego zwyczajnie obawiają, takie, które nie chcą brać odpowiedzialności w swoim życiu lub mają trudności z bliskim kontaktem. Bo przecież opiekowanie się jest czymś niezwykle intymnym.
No więc jest
Na tablicy Ewy Dumańskiej na Facebooku pewnego dnia pojawił się kot. Mały, rudy, chudy, zdziczały. Uratowany przez Kocią Babcię z piwnicy. Taki zwinięty w kulkę, co zmieści się w dłoni. Ewa uważa, że to sygnał z góry, że już czas. Czas dojrzałej decyzji POMIMO. Pomimo braku chęci, czwórki dzieci i dziadków w jednym domu, mimo lęku i obaw związanych z tym, co będzie, jak kota nie pokocha. Pomimo nie znika w chwili, gdy kot drapie pazurami, ucieka, miauczy przeraźliwie ze strachu. Pomimo znika, gdy Ewa widzi reakcję swojej rodziny. Dzieci mówią, że wreszcie wszystko jest na miejscu. Tylko mąż martwi się, że kot musi mieć towarzystwo. I tu historia Ewy dopiero się zaczyna, bo kilka miesięcy później sama nie wierzy w to, że z czwórką dzieci odwiedza schronisko, by adoptować towarzysza dla Kminka.
Zanim jednak dojdzie do kociej części schroniska, musi „reanimować” dzieci, które pierwszy raz widzą takie miejsce, słyszą skowyt i błaganie każdego psa, by go zabrać. Tuli swojego syna, gdy nagle dostrzega rozszlochaną panią trzymającą małą włochatą kulkę. Pomylona z pracownikiem schroniska zaczyna z nią rozmawiać. Pani musi oddać psa, ale jej rozpacz jest tak autentyczna i przejmująca, że w jednej sekundzie Ewa podejmuje decyzję, by go zabrać do siebie. Właścicielka nie może uwierzyć we własne szczęście, a Ewa w to, że to zrobiła. Nie chciała nikogo, a dziś ma psa i kota. – Oczywiście, że zwierzęta przeorganizowały nam życie. Wstaję wcześniej niż kiedyś. Wyprowadzam Trufla, wracam, daję karmę jemu i Kminkowi, kotu. Często odprowadzam z psem syna
do szkoły a jego rozpiera duma. Mam wrażenie, że wszystkim nam to dobrze zrobiło. Mój syn, który nie odchodziłby od kompa, musi ujarzmiać swojego rozszalałego psa. Bo Trufel ma niespożytą energię, podobnie jak syn. Mam wrażenie, że dzięki niemu Jeremi rozładowuje napięcie oraz nadmiar aktywności.
I tak właśnie jest: w latach 70. odkryto, że głaskanie psa lub kota czy też mówienie do nich obniża ciśnienie tętnicze oraz redukuje napięcia psychiczne. Kontakt z psem ułatwia dziecku wyrażanie emocji – mówi Patrycja Rzepecka. – W relacji z psem jest ono szczere i spontanicznie okazuje uczucia, głośno się śmiejąc lub krzycząc, przestaje bać. Ewa zwraca też uwagę na to, że pies i kot są takim spoiwem rodzinnym. Czasami, gdy wszyscy się rozpierzchniemy do swoich prac i obowiązków, to gdyby nie zwierzęta, wspólne życie rodzinne zanikałoby na ten czas. A one wymagają od nas tego, by wracać do domu o przyzwoitej porze, uniemożliwiając sytuację, że nikogo nie było w domu dłużej niż kilka godzin.