Dzieci Beaty Dziewońskiej pomagają jej w działaniach w Fundacji „Prima”. Bo Beata dziś jest w zarządzie fundacji i zajmuje się adopcjami. – Kiedy słyszę, jak moje dzieci tłumaczą innym, dlaczego nie kupować, tylko adoptować, pękam z dumy. Gdy ludzie pytają, co się stało z ogonem naszego Largo, natychmiast pada odpowiedź: „Bo on miał wypadek i myśmy go adoptowali”. Wiem, że one są świadome tego, jak ważne jest to, co robimy. Dzieci, których domy stają adopcyjnymi dla psów, mają taką przyspieszoną lekcję dojrzałości. Poznają nie tylko urok szczenięcych zabaw, ale również lęk, smutek słabszej od nich istoty. Uczą się, że nie wszystko jest w kolorach tęczy, a pies – podobnie jak człowiek – może nosić w sobie najkoszmarniejsze doświadczenia. I że czasami dobry ufny stosunek psa trzeba sobie wypracować. Być cierpliwym, delikatnym i wrażliwym. – Szczególnie dotyczy to psów starszych, do których adopcji dochodzi najrzadziej – przekonuje Beata. – Przy małych dzieciach im starszy pies, tym lepiej. Bo jest stateczny – mówi. – Taki pies ma więcej wyrozumiałości niż młody, jest cierpliwszy i opiekuńczy. Jednocześnie obserwuję u swoich dzieci, że do starszego psa podchodzi się jak do starszego członka rodziny – z szacunkiem. Taki pies nie zawsze ma ochotę się bawić. Czasami choruje albo ma problemy ze stawami, więc nie może szybko biegać. – Dzieci uczą się szanować czyjeś granice i możliwości.
Ja już mam do kogo się przytulić
W bajkach dla dzieci występują zwierzęta, niektóre testy psychologiczne dla dzieci oparte są o zwierzęcych bohaterów. Badania pokazują, że małe dzieci, między trzecim a dziesiątym rokiem życia, łatwiej identyfikują się ze zwierzętami niż z dorosłymi ludźmi, może dlatego że podobnie jak one wymagają opieki dorosłego. Zwierzęta w tych testach podobnie jak ludzie: jedzą, śpią, bawią się, grają. Terapeuta pyta dziecko o to, co jego zdaniem myśli zwierzątko w danej chwili, a dziecko wkłada w tę wypowiedź własne uczucia i myśli. I dzięki temu dorosły ma do nich dostęp. Gdy nauczycielem dziecka jest pies, ma ono często większą motywację do wykonania zadania. – Gdy wkładaliśmy Kubie smaczka do zaciśniętej piąstki, dzięki lizaniu ręki przez psa, Kuba ją otwierał. – opowiada Witek Tytko. – Na obozie rehabilitacyjnym dogoterapeuci smarowali stopy jednej z córek pasztetem. Pies ściągał skarpetki i lizał jej nogi, co oswajało ją z dotykiem potrzebnym do masowania, którego Emilka nie lubiła – dodaje Ola Kocurek. Gdy Halinka miała kłopoty z trzymaniem równowagi, ćwiczyła z psem chodzenie po ławeczce i tak nauczyła się ładnie chodzić. Najważniejsze jednak dla Oli było kształtowanie w dziewczynkach poczucia sprawczości. – Większość czynności szczególnie przy córce wykonuję ja – mówi. W kontakcie z psem Emilka czuje się jego panią. To jedyny moment, gdy tak wyraźnie widzi, jak jej działania przynoszą natychmiastowy efekt. Przynieś. Podaj. Waruj. I pies wykonuje polecenia, a ośmioletnia Emilka jest spełniona i dumna. Najbardziej niezapomniany w tym był bigiel Pablo, który na zawołanie szedł spać. Druga córka Halinka mówiła: „Dobranoc”, a Pablo kładł się i zamykał oczy. Halinka mówiła: „Dzień dobry”, a Pablo otwierał oczy i wstawał. Śmiały się do rozpuku. Magda Madajczyk zwraca uwagę, że posiadanie psa przez osobę niepełnosprawną wyrabia w niej większą samodzielność i odpowiedzialność za drugą żywą istotę. Wzrasta dzięki temu jego poczucie wartości i odwraca uwagę od dolegliwości.
Dzieci z różnymi zaburzeniami rozwoju często cierpią nad nadwrażliwość sensoryczną, która polega na tym, że nieadekwatnie silnie reagują na bodźce zmysłowe. Zwykłe wkładanie czapki może dziecko boleć. Kontakt ze zwierzęciem daje niezwykłą możliwość do oswajania przez dziecko dotyku. Ola przyznaje, że jej dziewczynki nie tolerowały z początku dotykania, nie tolerowały futer. Dogoterapia w tym wypadku przyniosła cudowne efekty. Poznawanie, gdzie jest oko, a gdzie psa ucho. Z wyczesanych włosów psa wyklejanie portretu. Dziś dziewczyny nią mają problemu z dotykiem, Emilka pozwala się masować. Mają nawet w domu kota.
Ewa obserwuje, jaką przyjemność sprawia jej dzieciom tulenie psa i kota. Patrzy na to ze wzruszeniem i trochę żalem, że jako dziecko nie miała takich doświadczeń. Zauważa jednak, że sama więcej się przytula.
Teorie o roli zwierzęcia w życiu dziecka wysnuł jako pierwszy w połowie lat 60. amerykański psychiatra dziecięcy Boris Levinson. Twierdził on, że zajmowanie się w dzieciństwie zwierzęciem może sprzyjać nabywaniu tolerancji i odpowiedzialności, większej wrażliwości na uczucia i postawy innych ludzi, a także uczyć samokontroli. Zaznaczał też dobroczynny wpływ obecności zwierzęcia na rozwój emocjonalny dziecka, będąc z nim stale w przyjaźni.
Josh Billingd, amerykański humorysta, napisał kiedyś takie zdanie: „Pies jest jedynym stworzeniem na ziemi, które kocha cię więcej niż siebie samego”. Nie ma bardziej terapeutycznego czynnika niż bezwarunkowa i nieoceniająca miłość. Doświadczenie od najmłodszych lat relacji, w której dziecko otrzymuje taką miłość, jest źródłem samego dobra. Beata dodaje: – A jeśli przy okazji tworzymy dziecku okazję do uratowania jakiegoś psiego życia, może to być najcenniejsza lekcja w jego życiu.