Od XIX wieku wiemy, że wywołują choroby, także te groźne dla życia. Niektóre z nich – ropnie, zakażenia układu moczowego, angina czy zapalenie płuc – występują powszechnie, o innych, jak gruźlica, kiła, dur brzuszny, trąd, cholera, dżuma, wąglik – na szczęście słyszymy coraz rzadziej. Pomimo postępu cywilizacji i higieny, antybiotykoterapii i szczepień ochronnych – bakterie wciąż są groźne, szczególnie dla najmłodszych, zwłaszcza dzieci obciążonych chorobami przewlekłymi, na przykład cukrzycą. Najczęstsze zakażenia bakteryjne u dzieci są wywoływane przez pneumokoki, a najcięższe przez meningokoki. Pneumokoki wywołują zapalenia ucha środkowego, zapalenie zatok przynosowych, mogą powodować zapalenia płuc. U niektórych dzieci (i osób dorosłych) bakterie przełamują bariery ochronne, przedostają się do krwi i powodują bardzo ciężkie uogólnione zakażenia. Tak choruje w Polsce kilkaset dzieci rocznie. Niestety, w przebiegu sepsy 20-30 proc. dzieci umiera. Zagrożeniem życia jest również zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Nawet po wyleczeniu, u co piątego pacjenta pojawiają się poważne powikłania, jak głuchota lub inne uszkodzenia neurologiczne.
Do zakażenia dochodzi najczęściej poprzez wdychanie drobnych kropelek wydzieliny z dróg oddechowych i śliny, unoszących się w powietrzu, oraz przez kontakt bezpośredni z chorym lub nosicielem. Wkładanie do ust zabawek, obgryzanie paznokci, picie z jednej butelki należą do najskuteczniejszych sposobów zakażania. Ryzyko infekcji znacznie się zwiększa, gdy dziecko przebywa w żłobku, przedszkolu lub innej większej grupie dzieci.
Należy wyraźnie podkreślić, że nie każda bakteria wywołuje ciężką chorobę. Wiele dzieci i dorosłych jest nosicielami bakterii potencjalnie chorobotwórczych, które nie wywołują żadnych objawów chorobowych. W grupie dzieci i młodzieży co trzeci jest nosicielem meningokoka. To, czy dojdzie do rozwoju choroby, zależy od kilku czynników. Po pierwsze, od zjadliwości szczepu – niektóre są bardziej groźne od innych, po drugie, od odporności gospodarza, czyli od tego, jak silny jest organizm nosiciela. Małe dzieci są często ofiarami chorób zakaźnych, bo nie mają jeszcze w pełni rozwiniętej odporności.
Z praktyki lekarskiej wynika, że zbyt często bakterii doszukuje się tam, gdzie ich nie ma. Powszechne jest przekonanie, że zapalenia gardła i oskrzeli, a nawet banalny katar wywoływane są głównie przez bakterie. Tymczasem ich udział bądź współudział w tych „przestępstwach” może dochodzić najwyżej do 20 proc. Kolejnym mitem jest, że niedobite bakterie siedzą w nosie lub gardle i powodują nawroty choroby.
O tym przeświadczona była także mama siedmioletniego Jasia. Przyszła na wizytę z zasmarkanym i pokasłującym dzieckiem, i krytycznie wypowiedziała się o nieskutecznym trzymiesięcznym leczeniu kataru w „rejonie”. Okazało się jednak, że w trakcie choroby katar zmieniał swoją postać, był wodnisty, następnie gęstniał, stawał się żółty, a czasami nawet zielony, po 8-10 dniach zanikał na kilka dni, po czym ponownie się pojawiał. Mama Jasia sugerowała, że przyczyną problemów było nieskuteczne leczenie. Ale rodzice Jasia, będąc dziećmi, także często chorowali. Wyjaśniłem mamie, że przebieg dolegliwości u dziecka wskazuje nie na jedno, ale kolejne, następujące po sobie zakażenia. Niestety, dzieci rodziców podatnych na zakażenia górnych dróg oddechowych muszą chorować jeszcze częściej. Taka zależność jest uwarunkowana genami, wiekiem dziecka oraz środowiskiem, w którym się obraca. Na szczęście, Jaś miał tylko łagodne zmiany zapalne w nosie i gardle, temperatura ciała była prawidłowa, a samo dziecko uśmiechnięte. Mama, nie do końca przekonana o dobrym zdrowiu Jasia, wyciągnęła wyniki badań i z dumą pokazała, czarno na białym, że w nosie dziecka jest gronkowiec złocisty. W oczach kobiety dostrzegłem żądzę krwi, a z jej duszy dał się słyszeć głos: pozabijać drani.