Powiedziałem jej, że w badaniach, które mi pokazała, jest prawidłowa morfologia oraz CRP, czyli nie ma nic, co by wskazywało na jakiekolwiek istotne zakażenie bakteryjne. Innymi słowy, bakteria, którą wyhodowano, krzywdy dziecku nie robi. Jaś, podobnie jak wiele innych osób, jest „zwykłym” nosicielem bakterii.
Gardło, nos, ucho zewnętrzne czy skóra zawsze są skolonizowane przez bakterie. Nosicielstwo gronkowca złocistego jest częste. Szacuje się, że 10-30 proc. zdrowych ludzi i do 90 proc. personelu szpitalnego stale lub okresowo jest nosicielami tych bakterii. Gronkowce nie wywołują ani anginy, ani zakażeń górnych dróg oddechowych – nie potrafią. Kaszel i katar nie są objawem zakażenia gronkowcem, tylko wirusami. Ale w badaniu wirusy oczywiście nie wyrosną na podłożu przeznaczonym dla bakterii.
Nosicielstwa gronkowca (podobnie jak i innych bakterii) zwykle nie zwalcza się antybiotykami. Naturalna flora ma szanse wyprzeć z czasem bakterie potencjalnie chorobotwórcze, a leczenie antybiotykiem bardziej szkodzi prawidłowej florze bakteryjnej niż bakteriom, często opornym na antybiotyki. Bywa jednak, że poszukujemy bakterii wśród ludzi i to takich, którzy nie wyglądają na chorych. Przykładem jest salmonelloza u pracowników służby zdrowia, ludzi pracujących w gastronomii, a nawet u przedszkolaków. Do nosicielstwa dochodzi zazwyczaj po przechorowaniu salmonellozy, która może przebiegać łagodnie, tak że pacjent nawet nie wie o jej przebyciu. Nosicielstwo jest stanem przemijającym, niewymagającym leczenia przeciwdrobnoustrojowego. Należy je leczyć, jeśli stanowi zagrożenie dla innych osób z otoczenia „właściciela” bakterii. Niebezpieczeństwo czyha na rodzące się dziecko, gdy jego mama jest nosicielem paciorkowca grupy B (GBS), odpowiedzialnego za większość wczesnych zakażeń u noworodków, w tym zagrażających życiu. W Polsce u co piątej kobiety konieczna jest śródporodowa profilaktyka antybiotykowa. Różne bakterie są obecne w naszym organizmie. Każdy dorosły w przewodzie pokarmowym ma około 1,5 kg bakterii. Jako symbionty, czyli dobre bakterie, odpowiadają m.in. za trawienie pokarmów, umożliwiając lub ułatwiając odżywianie. Są producentami różnych ważnych dla funkcjonowania wspólnego ekosystemu substancji, np. niektórych witamin. Bakterie zażyte w odpowiedniej ilości będą pozytywnie wpływać na zdrowie człowieka, po spełnieniu dodatkowych warunków mogą zasłużyć na miano probiotyków. Większość probiotyków należy do rodziny Lactobacillus, której przedstawiciele wchodzą m.in. w skład normalnej flory jelitowej człowieka. Ludzie zaś od wieków korzystali z ich właściwości wytwarzania kwasu mlekowego przy produkcji jogurtu lub sera. Od lat naukowcy próbują wykorzystywać „dobre” żywe Lactobacillusy. Probiotyki podawano dzieciom i dorosłym z różną skutecznością. Badania wykazywały przydatność probiotyków, ale nie były wystarczające, by wskazać najskuteczniejszy szczep oraz grupę pacjentów odnoszącą największą korzyść z ich podawania. Zaletą wszystkich probiotyków jest ich bezpieczeństwo, ale nie wszystkie i nie na wszystko są skuteczne. Czy niektóre bakterie mogą zostać przyjacielem człowieka, czy będą jego wrogiem – w dużym stopniu zależy od niego samego. Podstawą zachowań prozdrowotnych jest rozsądek. Nowoczesne szczepienia chronią przed niebezpiecznymi bakteriami, racjonalna antybiotykoterapia pozwala je zwalczać, ale podstawą wciąż jest higiena.
DR MAREK PLESKOT – Specjalista chorób dziecięcych, doktor nauk medycznych, były adiunkt Akademii Medycznej w Warszawie. Leczy dzieci od 30 lat. Przez 17 lat pracował w Klinicznym Szpitalu Dziecięcym AM im. prof. M. Michałowicza w Warszawie. Poza działalnością leczniczą zajmował się pracą naukową i dydaktyczną. Pracuje w gabinecie pediatrycznym w Podkowie Leśnej.