Z czego to wynika?
Dorosłym bardzo trudno jest dać coś, czego sami nie otrzymali. Muszą się tego dopiero nauczyć. Mimo że bardzo głęboko wierzymy w umiejętności i kompetencje rodziców, to wydaje się, że dziś potrzebują oni kogoś, kto ich naprowadzi, pomoże, wskaże drogę, wesprze, bo oni sami zazwyczaj nie mają dobrych wzorców. Rodziny nie są już wielopokoleniowe, nastąpiła atomizacja. Nikt też nie mówi o potrzebach, bo w naszej kulturze jest to uważane za egocentryzm. Podkreślamy za to wzajemne obowiązki i nakazy. Jako przykład weźmy szkołę, gdzie już małe dzieci mają zadane tyle prac domowych, że ich odrobienie zajmuje godziny i jest naturalnym źródłem kłótni i nieporozumień. A one przecież także mają prawo do zabawy, odpoczynku. Rodzice powinni móc spędzać z dziećmi czas, leżeć z nimi na kanapie, turlać się po podłodze, iść na spacer, a nie zmagać się tylko wspólnie z zadanymi lekcjami. Niestety, często nie potrafimy odpowiednio wskazać, dlaczego pewne granice są tak ważne. Zamiast powiedzieć: „Posprzątaj, bo trzeba utrzymywać porządek w pokoju”, należy raczej mówić: „Posprzątaj, bo ten bałagan mi bardzo przeszkadza”. To całkowicie inne postawienie sprawy. Na szczęście wielu rodziców poszukuje nowych dróg komunikacji i chce się rozwijać.
Kim są ci, którzy korzystają z Państwa wiedzy, doświadczenia i przychodzą na warsztaty?
To często świadome osoby, które wiedzą już to i owo, przeczytały niejeden poradnik, dowiedziały się wielu spraw, ale jednocześnie nierzadko wymagają bardzo dużo od siebie. Chcą być superrodzicami, jednak zapominają, że czas z dzieckiem powinien być dla nich samych przyjemny. Nie musimy się zmuszać do tego, żeby występować w roli ideału mamy czy taty, który jest nie wiadomo jak kreatywny, pomysłowy i w cudowny sposób potrafi organizować czas dziecka. Rodzice nie muszą, ani nawet nie powinni, poświęcać się dla dzieci. Istotna jest radość, poczucie, że można się w tym realizować, i to samo w sobie sprawia autentyczną przyjemność. Wciąż niewiele osób jest świadomych tego, że najwięcej frajdy sobie i dzieciom sprawiamy, dając to, co chcemy dać.
Jednak wielu osobom rodzicielstwo kojarzy się właśnie z poświęceniem.
To nie jest odpowiednie słowo. Chodzi o to, żeby się nie zmuszać. Szkoła ma się zajmować uczeniem, zaś dom być domem. Nie możemy się poświęcać, żeby odrabiać lekcje, a całe popołudnia służyć za szofera, który wozi dziecko z jednych zajęć na drugie. Doszukujmy się w tym, co wspólnie robimy, przyjemności: z przyjemnością ugotuję z tobą obiad, z przyjemnością pójdę na basen, zabawię się, spędzę wieczór, rozmawiając o sprawach ważnych lub codziennych.
To może być trudne dla wielu osób…
Tak, bo często rodzice oddając dziecko pod opiekę komuś innemu, nie mają szansy, żeby je poznać, czerpać z tego radość. Jednak nigdy nie jest za późno, żeby poznać drugiego człowieka. To wymaga odwagi, żeby nie walczyć z dzieckiem, lecz o nie.
Na czym polega różnica?
Walka z dzieckiem jest skazana na przegraną i przegrywają ją wszyscy. Walka o dziecko wiąże się z wysiłkiem i zastanowieniem, jakie są nasze cele, priorytety i do czego dążymy. Wymaga to też dogadania się ze sobą, refleksji nad własnym życiem, czasami przebaczenia. Współcześnie dużo robimy wbrew sobie, zmuszamy się do wielu spraw, staramy się dziecko wychować, ale to wychowanie jest sumą licznych nakazów, przymusu, kontynuacji tego, jak sami byliśmy traktowani.
A dziecko nie jest naszą kopią.
Właśnie tak. Często standardy, jak powinno się zachowywać, są wzięte z kosmosu i nie przystają do wiedzy na temat rozwoju. Na przykład trzylatek nie będzie siedział grzecznie przy stole, nie zje wszystkiego i nie będzie przykładem grzecznego dziecka. Tego jednak dorośli po nim oczekują. Dlatego, gdy zgłaszają się do nas po pomoc, nie staramy się nigdy zmieniać dziecka. To cała rodzina musi się zmienić – swoje przyzwyczajenia, nawyki i patrzenie na siebie wzajemnie.