– A pana syn dostawał kieszonkowe? – zapytano mnie ostatnio podczas radiowego wywiadu.
Dostawał, dostawał. Z ciekawością obserwowałem, jak w rozsądny sposób gospodaruje swoimi pieniędzmi i jak uczy się ich wartości.
– Kupisz mi? – pytał, podnosząc jakiegoś dinozaura, transformersa czy inny plastikowy wabik.
– Nie, ale mogę ci pożyczyć pieniądze – odpowiadałem. – Oddasz z kieszonkowego.
– Eee… – wzruszał ramionami. – Aż tak to nie chcę.
A jeżeli zdarzało się, że jednak chciał, to potrącałem mu później umówioną kwotę z tygodniówki.
Zdaję sobie sprawę z tego, że model, który sprawdził się w jednym domu, niekoniecznie sprawdzi się w drugim. Proszę jednak spróbować. Dorosły Kacper wydaje pieniądze całkiem rozsądnie. Chyba że w polu jego widzenia pojawia się jakaś wyjątkowa gitara basowa – ale o fobiach i obsesjach napiszę Państwu kiedy indziej.
– Ja świadomie nie daję mojemu dziecku kieszonkowego – powiedziała podczas innego radiowego wywiadu pani dziennikarka. – Gdy ma jakąś potrzebę, to mnie o pieniądze prosi. Dzięki temu budujemy między sobą relacje bez tajemnic.
Może i tak. Choć, moim zdaniem, każdy ma prawo do swoich sekretów. Gdy Kacper był już w liceum, nie musiał mnie prosić o pieniądze na prezerwatywy – co pewnie obu nam oszczędziło nerwów.
– A co pan tak ostatnio po tych radiowych rozgłośniach lata? – może zapytać co bardziej dociekliwy czytelnik „Gagi”.
Otóż niedawno ukazała się moja książka „Zaskórniaki i inne dziwadła z krainy portfela”. Dla dzieci. O ekonomii. Gdy miła pani redaktor z Narodowego Centrum Kultury zadzwoniła, żeby namawiać mnie na pisanie, podrapałem się po głowie. Wtedy – spryciula – połechtała mnie zdaniem, że mam opinię autora od zadań specjalnych. I że tylko ja! Na szczęście oboje szybko doszliśmy do wniosku, że „tylko ja” to jednak za mało, zaprosiliśmy więc do współpracy kogoś, kto na ekonomii rzeczywiście się zna – Ryszarda Petru. Ja napisałem zabawne opowiadania, Ryszard Petru opatrzył je komentarzami, a całość zilustrował (genialnie!) Daniel de Latour.
Gdybym pisał „Zaskórniaki…” dzisiaj, na pewno wśród dziwadeł z krainy portfela znalazłby się bohater ostatnich tygodni – tajemniczy spread. Napsuł mi, drań, trochę krwi. Podejrzewam, że niektórym z Państwa także. Ale co się dziwić – uczono nas ekonomii w czasach, kiedy o normalnej ekonomii nie było mowy. „Grosz do grosza i będzie kokosza”. Mam nadzieję, że dzieci, również dzięki mojej książce, będą w przyszłości dużo sprawniej poruszały się w świecie pełnym ekonomicznych zależności. Dla tej przyszłości daliśmy się ukrzyżować na franku.
PS Oświeciło mnie podczas pisania tego felietonu, że skoro nie wypłacałem pieniędzy z SKO, to może one wciąż tam leżą? I procentują od 30 lat?!