Jeśli udział dziecka w filmie, programie telewizyjnym czy talent show jest dobrowolny i sprawia mu frajdę, a rodzice mają do tego zdroworozsądkowe podejście, o tyle można przewidywać, że taka zabawa może być dla dziecka fajnym doświadczeniem. Gorzej, gdy potrzeby dziecka i rozsądek rodziców nie idą ze sobą w parze.
Bo moje dziecko cudem jest
Iwona, mama 8-letniego Michała (chłopca od kilku lat występującego na planie popularnego serialu), na pytanie, dlaczego pchnęła dziecko w tym kierunku, śmieje się:
– Nigdzie go nie pchałam! Michała wypatrzył na zdjęciu ojciec mojej przyjaciółki, który prowadzi agencję aktorską. Za jego namową poszłam z synkiem na kilka castingów. Od początku traktowaliśmy te „sprawdziany” jak przygodę, zabawę, ale to, co zaobserwowałam na castingach, na pewno nią nie było. Dzieci czekające na przesłuchanie po wiele godzin. Ciężkie, duszne powietrze. Atmosfera stresu, lęk na twarzach maluchów. Widziałam rodziców dostających małpiego rozumu. Wywierających ogromną presję na przerażone sytuacją dziecko. Castingi wspominam najgorzej, ponieważ najczęściej prowadzą je ludzie niemający pojęcia o pracy z dziećmi. Jakieś pokrzykujące „baby jagi”, rubaszni panowie. Pamiętam, jak wpadł raz do poczekalni pewien człowiek i wykrzyknął od progu: „Odsunąć się od drzwi, bo zęby powybijam!”. Kilkuletni maluch rozpłakał się przestraszony.
– Zanim rozentuzjazmowani rodzice uzdolnionych dzieci zaczną rozważać informację o castingu i zachęcać dziecko do wzięcia udziału w takim czy innym programie, proszę, by najpierw spojrzeli na to ewentualne doświadczenie oczami swojego malucha – mówi psycholożka i psychoterapeutka Małgorzata Liszyk-Kozłowska. – Nie jestem z gruntu przeciwna programom telewizyjnym czy filmom z udziałem dzieci. Nie moją rolą jest też ocenianie danego formatu. Talent show z udziałem dzieci może stać się niewątpliwym hitem ramówki i wcale nie musi wyrządzić im emocjonalnej krzywdy.
Problem leży gdzie indziej. Czy na plan trafiają odpowiednio dojrzałe dzieci odpowiedzialnych rodziców, dla których nadrzędnym celem jest wspieranie dziecka w rozwoju jego talentów, ale zgodnie z możliwościami i chęciami dziecka, a nie swoimi ambicjami i marzeniami?
Dziecko musi czuć, że w każdej chwili może powiedzieć: „Boję się, nie chcę więcej”, bez lęku, że zawiedzie rodziców. Druga sprawa: trzeba pamiętać, że dzieci, pomimo posiadania różnych talentów, nie zawsze są odpowiednio dojrzałe, aby brać na barki występ przed wielomilionową publicznością. Najczęściej nawet nie zdają sobie sprawy z tego, na co się decydują, godząc się na udział w takim programie. Mówienie potem dziecku: „Przecież sam chciałeś”, jest tak samo sensowne, jak wmawianie komuś upodobania do wchodzenia na szczyty, gdy do tej pory chodził wyłącznie po nizinach…
Skrywanym marzeniem wielu rodziców jest ujrzeć podziw w oczach innych wobec własnego dziecka. I nie ma w tym nic zdrożnego. Dziecko jest swoistym cudem w centrum kochającej się rodziny i pojawia się naturalna chęć pochwalenia się swoim skarbem światu. – Ale uwaga! – ostrzega Liszyk-Kozłowska. – To rolą rodziców jest mądra ocena motywów dziecka, jego przygotowania i odporności. To rodzic musi trzymać rękę na pulsie w razie nieoczekiwanej sytuacji i pamiętać, że udział dziecka w programie zawsze niesie ze sobą pewne ryzyko.
Przekonanie, że na pewno wszystko będzie dobrze, że są same dobre strony takiej decyzji, niestety nie jest zgodne z wiedzą o otaczającej nas rzeczywistości. Udział dziecka np. w konkursie wokalnym może przysporzyć mu popularności, ale też stać się pretekstem do drwin ze strony rówieśników. Może skutkować znanym teraz wszystkim hejtem. Jeśli coś musimy, to zadać sobie kilka ważnych pytań: czy moje dziecko tego chce, jak znosi porażki, jak nawiązuje kontakt z obcymi ludźmi? Przede wszystkim, czy ma z tego dobrą zabawę i będzie umiało nabrać dystansu, w razie gdy sytuacja – a takie są właśnie przedsięwzięcia medialne – potoczy się inaczej niż to sobie wyobrażaliśmy.
– Mamy z Michałem za sobą dwa castingi, z których po prostu wyszliśmy. Choć klient był bardzo zainteresowany synem – opowiada Iwona – powiedziałam „nie”, bo nie spodobało mi się to, jak dzieci były traktowane. Że nie uszanowano naszego czasu i zaangażowania. Panował chaos. Również na planie filmowym, na którym gra syn, potrafię tupnąć, gdy widzę, że łamane są pewne zasady. Na przykład gdy moje dziecko gra dłużej niż sześć godzin w ciągu dnia, a to nieprzekraczalna norma dla dzieci – wyjaśnia Iwona.