Nie taki diabeł straszny
Mariusz Totoszko, wokalista, laureat drugiej edycji „Idola” oraz innych telewizyjnych projektów (ostatnio „Twoja twarz brzmi znajomo” w Polsacie), świat show-biznesu poznał od podszewki. Mimo to nie zawahał się, aby wspierać swoją 10-letnią córkę Julię w udziale w rozpoczętym właśnie TVN-owskim talent show z udziałem dzieci „Mali giganci”.
– Już od dawna Julia chciała wziąć udział w programie typu talent show, ale wybijaliśmy jej to z głowy (z mamą Julii, aktorką musicalową Teatru Muzycznego w Gdyni, moją byłą żoną). Nie było talent show dla dzieci, a nie chcieliśmy, aby Julcia startowała w konkursie z dorosłymi. Myślę, że teraz przyszedł odpowiedni moment. Córka ma już prawie dziesięć lat, wspaniale śpiewa i jest obyta z występami na scenie. Doskonale rozumie, co oznacza trema i jak sobie z nią radzić. Wie, że aktor i wokalista jest skazany nie tylko na brawa. Podkreślamy w rozmowach z nią, że scena uczy pokory.
Dziewczynka ma już za sobą nagranie dwóch odcinków i jak zapewniają oboje z tatą, „atmosfera na planie jest cudowna”.
Mariusz Totoszko: – Widać, że dzieci dobrze się ze sobą czują, świetnie się bawią. Rywalizują w grupach, więc ewentualny ciężar porażki rozkłada się, a nie spada na jedną osobę. Są też pod czujnym okiem swoich trenerów, psychologów i ludzi z pierwszych stron gazet, co wpływa na nie mobilizująco i stanowi niewątpliwy bonus do ogólnej zabawy. Nie zauważyłem, aby któreś dziecko było zalęknione, zestresowane. Format „Małych gigantów” zrobił furorę na świecie. Myślę, że również w Polsce spodoba się widzom.
Sama Julka, zapytana o wrażenia z planu programu, mówi: – Udział w nim traktuję jak wspaniałą przygodę z telewizją. Jest to jedyny program, w którym uczestnikami są wyłącznie dzieci. Praca na planie jest dla mnie wesołym doświadczeniem. Moi rodzice są wokalistami, więc jestem trochę skazana na śpiewanie. Ale śpiewanie poprawia mi też humor. Marzę, aby w przyszłości zostać aktorką musicalową, dzisiaj jednak najchętniej zagrałabym w jakiejś produkcji Disneya…
Również Michał nie wynosi z planu filmowego przykrych doświadczeń. Zapytany, jak radzi sobie z rolą i czy chce mu się tyle pracować w tak młodym wieku, wyznaje prostolinijnie: – Lubię chodzić na plan, bo można tam spotkać miłych ludzi. Bardzo fajna jest druga pani reżyser. Roli uczę się z mamą, np. w samochodzie. Jak będę dorosły, zostanę aktorem.
Marta Żysko-Połuba, psycholożka zaproszona do pracy z dziećmi w programie „Mali giganci”, mówi: – Dzieci, które przeszły castingowe sito, nie są przypadkowe. Wiele z nich ma doświadczenie w postaci występów w przedszkolu czy domu kultury. Uwielbiają tańczyć, śpiewać i rozmawiać z publicznością. Widać to na pierwszy rzut oka. Oczywiście, zdarzają się sytuację, gdy dziecko, zwłaszcza z drużyny, która odpadła, ma nietęgą minę, schodząc ze sceny. Może wtedy albo zająć miejsce wśród publiczności i przekierunkować uwagę z własnych uczuć na to, co dalej dzieje się na scenie. Może też pójść ze mną w ciche miejsce i w spokojnej atmosferze oraz w obecności rodziców wyrazić swoje uczucia i uspokoić emocje. Bardzo pilnujemy tego, aby z każdej sytuacji dziecko wyniosło jakiś pozytyw: fajną pochwałę, nagrodę, poczucie, że dało z siebie wszystko i jego drużyna potrafi to docenić. Staramy się przewartościować sytuację i patrzeć na nią jak na sukces, a nie porażkę. Jestem psychologiem dziecięcym i zanim przyjęłam zaproszenie do programu, rozważałam sens podejmowania współpracy przy nim. Zapoznałam się z hiszpańską edycją, aby poznać szczegóły i założenia tego formatu. To nie jest program nastawiony na twardą rywalizację.