MO: Doskonale cię rozumiem, bo moja mama wyznaje teorię, że zdrowe dziecko jest grube i to jest źródłem naszych nieustannych wojen… Ja mam taką ogólną refleksję, że relacja między naszą mamą a naszymi dziećmi przywołuje nasze problemy z dzieciństwa. Gdy widzę moją mamę, jak nadmiernie karmi moje dziecko, to rozumiem źródło własnych problemów z wahaniami wagi. Albo gdy widzę, jak odrabia pracę domową z Jurkiem i robi coś za niego, pozwala mu zrezygnować, to rozumiem przyczyny mojego braku wytrwałości w różnych zadaniach. Obserwuję na tym przykładzie, jak ja się ukształtowałam, lepiej rozumiem swoje deficyty i, oczywiście, zalety.
JK: Ja jednak ogromnie zazdroszczę tym, którzy mogą liczyć na babcię, nawet taką nadmiernie kochającą. Sama straciłam mamę, gdy byłam bardzo młoda, i nigdy nie doświadczałam jej bezwarunkowej miłości do mojego dziecka. Sądzę, że wiele kobiet się tu ze mną zgodzi i przyzna, że najbardziej ufają swoim mamom. Miłość babci jest czymś naturalnym, nie jest kupiona czy wyproszona. Ona po prostu jest.
JP: Pięknie to, Asiu, ujęłaś. Zgadzam się z tobą.
MO: Dobra, zostawmy babcie… Dzięki Bogu, że są i że nam pomagają, ale my pamiętajmy o tym filtrze, o którym mówiła Aśka. Chciałam teraz zapytać, kiedy poczułyście się dobrymi matkami?
JK: Ja byłam najlepszą mamą do chwili, gdy… urodziłam dziecko. Przeczytałam wszystkie podręczniki w wersji polskiej oraz angielskiej i miałam w głowie milion instrukcji, jak z dzieckiem postępować. Pamiętam taką sytuację, gdy byłyśmy z Janką w sklepie z butami. Ona miała około półtora roku i buty były ostatnią rzeczą, która ją interesowała. Bardzo za to chciała lizaka, a ja nie chciałam jej go dać, bo tego dnia zjadła już jednego, mimo iż w moich książkach był zakaz jedzenia lizaków do trzeciego roku życia. No i jesteśmy w tym sklepie, a ona wymusza tego lizaka, wyjąc przez około 20 minut non stop. A ja zamiast ją uspokajać, wyprowadzić ze sklepu, chciałam wypróbować swoją strategię i przez ten cały czas tłumaczyłam jej, że od lizaków psują się zęby itd. Panie sprzedawczynie i inni klienci patrzyli na mnie jak na idiotkę, która półtoraroczne dziecko próbuje wyedukować w kwestii dziur w zębach. Ale, słuchajcie, w końcu odniosłam sukces. I wtedy poczułam się dobrą matką.
JP: Tak, mamy milion takich egzaminów, sytuacji, w których najłatwiej byłoby krzyknąć, że nie wolno, dać klapsa i już, a potem niezmiernie tego żałować. Ale każde takie trudne doświadczenie, z którego wychodzimy zwycięsko, bo nie dajemy się ponieść emocjom, osadza nas w rodzicielstwie, wzmacnia i uczy cierpliwości.
MO: Myślę, że to jest możliwe, gdy same sobie trochę zaufamy. Wtedy nasza postawa wobec dziecka nie jest obciążona presją otoczenia. Tyle że to jest niezwykle trudne, zwłaszcza wtedy, gdy jesteśmy pod ostrzałem opinii publicznej. Ja to wiem jako psycholog dziecięcy, od którego oczekuje się, że będzie miał idealne dzieci, a nie ma. Ty to wiesz, Joasiu, jako znana aktorka, bo twoja córka traktowana jest jak element twojego wizerunku. A przecież my mamy takie same problemy jak inne mamy, tylko jesteśmy z nich surowiej rozliczane.
JK: I to jest okropne… Też często ulegam tej presji, o której mówiłyśmy, presji bycia nowoczesną mamą, bo sprzyja temu ta bogata oferta rynkowa. I to zawsze popychało mnie do robienia z Janką najróżniejszych rzeczy. Pamiętam, jak kupiłam cały zestaw do nauki czytania Glenna Domana.