Ma Pan bliski kontakt z Leną?
T.S.: Bywa różnie. Jesteśmy na tyle daleko, na ile ja pozwalam. Czasem oddalamy się na miesiąc, ale nigdy nie było sytuacji, żebyśmy się obrażali i nie rozmawiali.
L.T.: Mieszkamy pod Warszawą, syn chciał koniecznie sam jeździć do szkoły na rowerze. Przez las. Nie ma samochodów, ale są dziki. Czy mu pozwolić? Pozwoliliśmy, przecież nie możemy go odprowadzać do 18. roku życia. Wiedział, jak się zachować, i gdy raz spotkał dzika, to wszedł na płot. Poczekał, aż sobie pójdzie, i pojechał dalej. Za to córki nie puszczę, nie dlatego, że jest dziewczyną, tylko dlatego, że zawsze myśli o tysiącu spraw naraz, a nie o tym, co jest na drodze. Zderzyłaby się z tym dzikiem.
Ta unikatowa wiedza wynika stąd, że Pan ciągle obserwuje dzieci…
l.t.: Bo one się ciągle zmieniają. Czasami z tygodnia na tydzień. Niekiedy przyjaciółka z poniedziałku jest wrogiem we wtorek. Update’owanie raz na miesiąc nie wystarczy.
Zmienia się nie tylko model ojcostwa, ale też ideał mężczyzny. Pana żona Monika powiedziała, że książę z bajki to obecnie skrzyżowanie psychoterapeuty ze Schwarzeneggerem.
L.T.: Dodałbym postać piastuna, który zajmie się dzieckiem. Wszystko ma związek ze zmieniającą się rolą mężczyzny.
Kryzys męskości?
L.T.: Raczej zagubienie. Mężczyzna ma dziś trudne zadanie. Powinien być w pracy tygrysem, w domu łagodnym barankiem, wieczorem psychoterapeutą. A potem przyjść do dzieci i wejść w zabawę stosowną do ich wieku. Często widać pokraczne skrzyżowanie tych cech. Schwarzeneggera, który dyryguje w domu, a jest barankiem w pracy. Kobiety mają prościej. Mogą być tylko mamą lub tylko kobietą sukcesu i nikt nie ma o to pretensji.
To jakie jest wyjście?
L.T.: Porzuciłem marzenia o tym, żeby stać się i ojcem, i człowiekiem idealnym. Skupiam się na tym, żeby być dostatecznie dobrym (śmiech obaj).
T.S.: Znowu wpadamy w tę samą niewolę obrazka. Tu mi zgrzyta. Nie rozumiem kompletnie, co to znaczy kryzys męskości. Dlaczego te zmiany bierzemy za negatyw? Dlaczego kryzys, a nie rozwój?
No właśnie, że odkrywanie obszarów tradycyjnie niedostępnych dla mężczyzn może być fascynujące.
L.T.: Zostanie ojcem to gigantyczna zmiana i, nie oszukujmy się, nie tylko szansa na przeżycie czegoś pięknego, ale i rezygnacja z dotychczasowego życia, zmęczenie, stres. Pisałem dla innych rodziców, którzy mówili mi, że potrzebują czegoś, co by ich utwierdzało w przekonaniu, że nie każdy musi być idealnym rodzicem i że nie są nienormalni, jeśli myślą, że to ich przerasta. To poradnik à rebours. Mówi, żeby nie do końca przejmować się autorytetami, brać z nich to, co potrzebujemy, i nie wariować. Postarać się zachować frajdę, że jesteśmy rodzicami. I zdrowy rozsądek, który podpowie, że mamy prawo przyznać się do tego, że czasem nie wyrabiamy.
T.S.: Ja mam podobnie. Zrealizowanie spektaklu o doświadczeniach rodzicielskich wynika u mnie z potrzeby serca. Jak urodziła się nam mała, poczuliśmy nieprawdopodobny stan wspólnoty rodzinnej, dużo energii, był to dla nas czas budowania związku z innej perspektywy. Pomyślałem, że to uczucia, które towarzyszą wielu osobom, i można o tym powiedzieć na głos w teatrze. Bo teatr jest miejscem, gdzie 150 osób wspólnie przeżywa emocje, każdy na swój sposób. Szukaliśmy tekstu, który by to zmaterializował i po kilku latach od pomysłu moja żona Beatka przyniosła książkę Leszka Talki: „To jest jak nasze życie!”. Bo dziecko zmienia wszystko.
To wydaje się oczywiste.
L.T.: Dla wielu osób nie, często decydują się na dziecko, myśląc, że będzie podobnie jak z przygarnięciem kotka. Ale kotek zmieni niewiele w ich życiu, tymczasem dziecko wszystko: relacje między mężem a żoną, rodziną, przyjaciółmi. Nikt o tym nie mówi, że rozpadną się wasze przyjaźnie, bo siłą rzeczy człowiek wiąże się z tymi, którzy mają dzieci w podobnym wieku. Zmieniają się relacje zawodowe, tryb pracy, miejsce zamieszkania. Nasze życie po paru latach będzie kompletnie inne. Nie lepsze ani gorsze, ale inne. Musimy nauczyć się od nowa w nim żyć i o tym nie ma słowa w poradnikach, które traktują głównie o przewijaniu czy wyborze wózka.
Co zobaczą widzowie w teatrze?
T.S.: Zobaczą jakąś dziwną, dysfunkcyjną rodzinę na pewno (śmiech). Roboczy tytuł to „Antyporadnik o wychowywaniu dzieci, czyli jak zrobić dziecko, żeby go nie zepsuć”. Chcielibyśmy, żeby na widowni byli ci, którzy mają dzieci, ci, którzy chcą powiększyć rodzinę, i ci, którzy jeszcze jej nie założyli. Tym ostatnim chciałbym powiedzieć, że rodzina to nie jest robienie czegoś z instrukcją obsługi. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy będzie dobrym rodzicem, to lepiej, żeby zrezygnował po obejrzeniu spektaklu. A jeśli chodzi o widzów, którzy mają dzieci, chciałbym, żeby po spektaklu stwierdzili: „O, ktoś w końcu mówi prawdę”.
Leszek Talko (ur. 1966) – pisarz, felietonista, autor książek o wychowywaniu dzieci oraz kryminałów pisanych pod pseudonimem Wiktor Hagen. Z wykształcenia archeolog śródziemnomorski. W styczniu spod jego pióra wyszły dwie nowe pozycje: „Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania”, czyli antyporadnik o blaskach i cieniach rodzicielstwa, oraz „Pitu i Kudłata w opałach”, inspirowane codziennymi przygodami dzieci pisarza.
Tomasz Schimscheiner (ur. 1967) – aktor związany z Teatrem Ludowym w Krakowie, znany z filmów i seriali, m.in. „Na Wspólnej”. Pomysłodawca i producent spektaklu „Dziecko dla odważnych” inspirowanego książkami Leszka Talki, w którym wraz z żoną Beatą Schimscheiner zagrali główne role. Premiera odbyła się 27 stycznia w teatrze Scena STU w Krakowie. Adaptacja i reżyseria Justyna Kowalska.