Żyjemy w czasach, w których nie ma chyba takiej rzeczy, przedmiotu i usługi, której nie można by kupić. Od sprzętów kuchennych, które przygotowują w kilka minut fantastyczne posiłki dla najmłodszych, poprzez monitory oddechu, samobujające się bujaczki, łóżeczka z przewijakami, po ekologiczne pieluchy, ubranka świetnej jakości z sieciówek, ubranka jeszcze lepszej jakości od czołowych projektantów czy personalizowane wózki, foteliki i mebelki.
Jako rodzice mamy wszystko na wyciągnięcie ręki i chyba właśnie dlatego wracamy do korzeni… Wracamy do ręcznie lepionych pierogów, gotowanego kompotu i domowego ciasta. Wracamy do szalików robionych na drutach i czapeczek dzierganych na szydełku. Wracamy do własnoręcznie szytych bluzeczek czy sukienek, i to z kilku powodów. Zacznijmy od tego, że to znaczna oszczędność i niebywała przyjemność. Odcinamy się bowiem od telefonu, zamykamy komputery, robimy sobie kawę i zaczynamy projektowanie. Myślimy o materiale, o przeznaczeniu, o projekcie. Szukamy tkaniny – w Internecie lub zaprzyjaźnionym sklepie. Ale najpierw, jeśli nie mieliśmy z szyciem nigdy nic wspólnego, idziemy do księgarni i kupujemy sobie fachową literaturę o szyciu. Ja polecam dziś dwie książki. Na początek wiedza ogólna – czyli „Szkoła szycia” Shea Henderson, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2016.
Autorka była nauczycielką matematyki w gimnazjum, ale ponieważ od zawsze uwielbiała szyć, otworzyła firmę produkującą wzory do szycia. Ale i tego jej było mało, więc bez reszty pochłonęła ją szkoła szycia i ta książka jest pokłosiem wykładania sztuki krawieckiej. Poznajemy na początku uczestniczki kursu i razem z nimi rozpoczynamy wspaniałą przygodę szlakiem przeżywającego właśnie renesans rękodzieła. Na początku ABC maszyny do szycia, wszystkie te ściegi, szpulki i stopki. Następnie przybory do szycia, materiały, aż wreszcie projekty – proste, na miarę nowicjuszki, ale przydatne i pobudzające apetyt na szycie. Oto powłoczka na poduszkę, woreczek na dziecięce skarby, saszetka, kosmetyczka, torebka, torba, fartuch kuchenny, a na finał patchwork. Na końcu książki wzory, szablony i słowniczek. To dobrze napisany podręcznik do nauki szycia w kilku krokach. Niezbędnik na długie jesienno-zimowe wieczory, a także doskonały prezent na zbliżające się święta.
Doskonałym uzupełnieniem powyższej lektury jest – szczególnie dla mam – książka Anny Maksymiuk-Szymańskiej (tak, tak, to autorka bestsellerowej pozycji „Co za szycie!”) pt. „Mamo, uszyj mi!” (wyd. Helion, Gliwice 2016).
Książka jest wspaniałym poradnikiem dla osób, które mają już blade pojęcie na temat szycia, ale nie mają wiedzy, umiejętności lub/i wprawy, by samodzielnie przygotowywać wykroje. W „Mamo, uszyj mi!” oprócz gotowych wykrojów jest również garść niezbędnej wiedzy o szyciu dla dzieci, o rozmiarówce, o materiałach i miejscach, gdzie te wszystkie tkaniny, dzianiny i pasmanterie można znaleźć. Ładny projekt graficzny, dobry papier, profesjonalne wykroje i fachowo opisane etapy pracy, które dodatkowo są jeszcze sfotografowane, to mocne strony tej publikacji. Z tą książką nawet uszycie bluzy z kapturem nie jest wielkim wyczynem. A z czasem można dojść do takiej wprawy, że rach-ciach marynarka uszyta!
Ogromnie się cieszę, że moda na szycie powraca. Szycie to przyjemność, frajda, ale i forma czułości, okazywana naszym dzieciom. Uszyty własnoręcznie kaftanik, pierwsza sukienka, kołderka, a później laleczka, ubranka dla tej laleczki i mnóstwo innych rzeczy, na zawsze pozostaną w naszej pamięci i co ważniejsze – w pamięci naszych pociech.