Od lat szkoła jest taka sama – mimo „wielkich” reform mali Polacy wciąż nie uzyskują w niej wiedzy ani umiejętności przydatnych w dorosłym życiu. Czy kiedyś nastąpi magiczna przemiana systemu edukacji? O wymarzonej szkole przyszłości opowiadają znawcy tematu, w tym: profesor Magdalena Środa, dyrektor szkoły Jan Wróbel i fizyk Tomasz Rożek.
Marcin mieszka z rodzicami na osiedlu w okolicach Warszawy. Ma siedem lat. Chodzi do pierwszej klasy, do państwowej szkoły na Mokotowie. To dobra szkoła, chociaż olbrzymia – uczy się w niej ponad 500 uczniów. Rodzice zostawiają Marcina w szkole o 7 rano, przed 8 muszą być w pracy. Tę godzinę Marcin spędza w świetlicy. Bawi się z dziećmi, których rodzice też wcześniej zaczynają pracę. Albo przysypia gdzieś na materacu. Lekcje zaczynają się o 8, kończą około 15. Każda z nich trwa 45 minut. W klasie jest 32 uczniów, co wyklucza dobry kontakt nauczyciela z każdym z osobna. Dwie godziny po lekcjach Marcin spędza na zajęciach dodatkowych. Albo w świetlicy. Czas w świetlicy to głównie zabawa. Rodzice odbierają go o 17.30. Chłopiec jest więc w szkole ponad 10 godzin. Po powrocie odrabia lekcje, je kolację i idzie spać. To dopiero początek szkolnej edukacji. Od czwartej do szóstej klasy będzie się uczył 12 przedmiotów, a w gimnazjum aż 18. Dalsza edukacja Marcina w tym systemie to natłok informacji, które nigdy mu się nie przydadzą, ale przede wszystkim fizyczne i psychiczne wyczerpanie. Alvin Toffler, pisarz, futurolog, w swojej książce „Szok przyszłości” twierdzi, że system edukacji został stworzony w taki sposób, aby produkować robotników przemysłowych, i że szkoła to kiepska instytucja, która na podobieństwo fabryki pompuje w uczniów przestarzałe informacje za pomocą przestarzałych metod. Obserwując stale pogarszające się statystyki wyników nauczania, uważa, że powinno się zamknąć szkoły publiczne. Bill Gates jest podobnego zdania. W jednym z wywiadów mówi: „Nie wystarczy zreformować systemu, trzeba go kompletnie zmienić”. Podobnie doktor John Medina, biolog i specjalista od zagadnień dotyczących mózgu, który twierdzi, że „gdybyśmy chcieli stworzyć środowisko do nauki i pracy, w którym mózg pracuje efektywnie, musielibyśmy zburzyć nasze tradycyjne szkoły i zbudować je od nowa”.
Diagnoza i terapia
Jak widać, nie tylko w Polsce mamy problem z edukacją. Na czym on polega, definiuje Tomasz Rożek, fizyk i dziennikarz naukowy. Radzi też zadać sobie pytanie, czy posyłamy dzieci do szkoły po to, żeby się ich pozbyć [nie ma oczywiście niczego złego na myśli – większość z nas musi przecież pracować od do] czy po to, żeby się czegoś nauczyły? Jeśli to pierwsze, to dzisiejsza szkoła spełnia pokładane w niej nadzieje w stu procentach, jeżeli to drugie, to wiadomo, że nie. – Jeżeli priorytetem jest to, żeby dziecko się czegoś nauczyło albo raczej żeby nauczyło się jak najwięcej, to ten system jest systemem niewydolnym – uważa Rożek. – Uczeń zdolny marnuje mnóstwo czasu w szkole, bo nauczyciel musi równać do jakiejś tam średniej. W tym czasie uczeń słabszy nie dorasta do tej średniej i efekt jest taki, że nauczyciel nie ma wyboru, tylko zadowala niewielką grupę uczniów w środku. Ci z prawej się nudzą, ci z lewej kompletnie nic nie rozumieją. W szkole Tomasza Rożka nie byłoby klas. Dziecko musiałoby mieć pewien zasób wiedzy, umiejętności, żeby na przykład zdać maturę. I mogłoby ten poziom osiągnąć już jako 12-latek. To rodzic powinien decydować, kiedy dziecko pójdzie do szkoły. Oczywiście, muszą być pewne ramy, bo nie mogłoby być tak, żeby dziecko nie poszło do szkoły lub pojawiło się w niej dopiero w wieku 13 lat, jednak ostateczna decyzja powinna leżeć w gestii rodzica. To w ogóle byłby system, w którym to głównie rodzice sprawowaliby władzę nad dzieckiem. – Dlaczego tylu ludzi utopiło pieniądze w Amber Gold? Bo szkoła nie uczy logicznego myślenia i liczenia procentów. Polacy nie wiedzą, że 13 procent gwarantowane to jest bzdura. Konkluzja jest jedna: wysadzamy tę szkołę w powietrze – dodaje. Niestety, reformy szkolnictwa nie są efektywne: uczniowie przyswajają w szkole niewiele wiedzy, a rodzicom wmawia się, że takie są trendy europejskie. Profesor Magdalena Środa, filozof, etyk też uważa, że reformy w Polsce polegają na tym, że obciąża się młodego człowieka coraz większą ilością informacji. A przeprowadzają je ludzie, którzy nie mają do czynienia z Internetem i nie zdają sobie sprawy, że informacje można dzisiaj zdobywać w dość prosty sposób.