Na pytanie – gdzie jest granica ratowania związku? – nie ma jednej odpowiedzi. Wszystko zależy od ludzi. Dla jednych to może być zmęczenie, dla innych poczucie bezradności – twierdzi Jakub Jabłoński, psycholog i psychoterapeuta.
Katarzyna Troszczyńska: Kilka lat temu napisał pan książkę „Rozwód. Jak go przeżyć”. Zapamiętałam z niej takie zdanie: „Rozstanie rodziców to dla dziecka amputacja i chaos. Zawodzą ci, którzy ze wszystkich ludzi na świecie nie powinni zawieść”. Czy to znaczy, że należy bezwzględnie walczyć o małżeństwo, o rodzinę?
Jakub Jabłoński: Uważam, że warto w walkę o małżeństwo, rodzinę włożyć maksymalnie dużo wysiłku. Czyż nasze życie nie jest nieustannym balansowaniem pomiędzy walką a pokojem, wysiłkiem a zmęczeniem?
KT: Ale teraz ludzie, którzy mają problemy w związkach, do tej walki się nie palą. Raczej łatwo się poddają, mówią, że wolą się rozstać, bo tak jest lepiej dla dziecka.
JJ: Czasem to jest prawda. Ale często te słowa są nadużywane, wynikają z chęci usprawiedliwienia swojej wygody, braku wiary. Ludzie uważają, że pewne rzeczy im się po prostu należą. To jest wielkie nieporozumienie, sugerowanie, że życie jest łatwe i nie wymaga starań. Takie samo podejście zaczyna się coraz częściej pojawiać w relacjach między ludźmi, w byciu z drugą osobą – gdy pojawiają się kłopoty, trudności, napięcia, to ludzie mówią: lepiej sobie odpuśćmy, skończmy to, z kimś innym będzie mi lepiej.
KT: To chyba wynika z potrzeby idealnej symbiozy z partnerem w pierwszych dwóch, trzech latach związku. O trwaniu w takim stanie idealnego zespolenia z bliską osobą marzymy cały czas. A kłopoty, konflikty w związku nijak nie pasują do tego marzenia.
JJ: Odejście, rozstanie może być najprostszym sposobem rozwiązania konfliktu. Tyle tylko, że gdy odejdę, zostaję sam.
KT: Albo z kimś nowym..
JJ: No dobrze, ale z tym nowym też na początku będzie wygodnie, bezkonfliktowo, ale w końcu przyjdzie moment starcia i znów trzeba będzie podjąć decyzję. Zmierzam do tego, że konflikty, nieporozumienia z innymi ludźmi, są nieodłączną, naturalną częścią życia. Bez tego stanu kryzysu i rozwiązywania go nie ma rozwoju, człowiek nie idzie do przodu. To wymaga wysiłku, dlatego ludzie mogą czuć się bezradni, bać się takich rzeczy, unikać ich.
KT: Kryzys w związku rodziców odbija się także na dzieciach. Co jest dla nich lepsze: rodzice, którzy są razem, choć się ciągle kłócą, czy rodzice, którzy się rozchodzą?
JJ: Z punktu widzenia jak powinno być to dla dziecka zawsze jest lepsze, gdy rodzice są razem, bo ich rozwód oznacza dla niego utratę czegoś fundamentalnego – struktury rodziny. Dlatego, moim zdaniem, obowiązkiem rodziców jest, żeby robić wszystko, aby rozwiązywać pojawiające się kryzysy. Taka postawa wynika z wzięcia odpowiedzialności za swój wybór. Nie tylko odpowiedzialności za dziecko, ale też za współmałżonka. Kiedy decydujemy się na ślub z drugą osobą, podejmujemy decyzję, za którą powinniśmy brać odpowiedzialność.
KT: I nie mamy prawa zmienić zdania, uznać, że ten związek był błędem?
JJ: Odpowiedzialność nie znaczy, że nie mamy prawa zmienić zdania. Odpowiedzialność znaczy, że należy podjąć wysiłek, żeby związek naprawiać lub od nowa budować.
KT: A jaki ma być ten wysiłek? Terapia, rozmowy?
JJ: Takimi naturalnymi próbami naprawy, jeszcze zanim pójdziemy na terapię, jest po prostu rozmowa, bycie ze sobą, a nie odwracanie się do siebie plecami.