Opowiedzcie, jak wygląda Wasze życie rodzinne? Stoi na głowie z racji wyjazdów i koncertów? Udaje się Wam utrzymać bliskość z dziećmi? Czy towarzyszą Wam często w czasie koncertów?
M.D.: I tak, i nie. To nie jest jakaś norma. Przez pierwsze pół roku życia Poli zabieraliśmy ją ze sobą w trasę, kiedy jeszcze te podróże przesypiała i jej nie męczyły. Dzisiaj to w ogóle nie wchodzi w rachubę. Dziecko po godzinie jazdy autem jest już zmęczone, znudzone i wszyscy w takiej podróży byliby zmęczeni i sfrustrowani. Jako rodzice możemy swobodniej wykonywać swoje obowiązki, a dziecko nie ma tej karuzeli.
W.Ł.: Dziecka w wieku dwóch-pięciu lat nie ma sensu zabierać na koncerty. Dopiero jak ma pięć-siedem lat i wie, że jest frajda. U nas Lila ją ma, bo lubi śpiewać, ma żelazny zestaw piosenek, które ze mną wykonuje podczas koncertów. Nie mogę jej namówić na wyjście poza refren, bo zrozumiała już, że przy refrenie ludzie najbardziej się bawią.
Jak to wygląda?
W.Ł.: Podczas koncertu oficjalnie melduję, że przyjechałem z córką, i proszę o większy aplauz. Z reguły nawet nie musiałbym prosić, bo zawsze dostaje dużo większe brawa niż ja. Wychodzi na scenę i jedzie. Nie wiem jeszcze, jakim dysponuje talentem, gdyż jako tata mam zapięty filtr na oczach, który nie pozwala realnie go ocenić.
M.D.: Moja starsza córka Oliwia nie ma takich aspiracji artystycznych, natomiast młodsza Pola częściej obserwuje życie artystyczno-estradowe rodziców i jest nim ogromnie zafascynowana. Kiedy jest z nami na koncercie, to wręcz pcha się na scenę. To jest przekomiczne i urocze. Niedawno we Wrocławiu jej mamusia dawała koncert świąteczny w kościele. Pola rwała się do mikrofonu od samego początku i gdyby mogła, to cały czas towarzyszyłaby mamie. Uwielbia kolędy i zna chyba wszystkie. W końcu podczas jednej z nich weszła na scenę do mamy i zaczęła śpiewać do mikrofonu. To było bardzo wzruszające. Było tam blisko dwa tysiące ludzi, których to ujęło, starsze panie płakały.
Wojtku, a tatuaże z rysunkami Twojej córki to też wyraz potrzeby bliskości z dzieckiem?
W.Ł.: Głównie o to chodziło., żeby zabrać cząstkę córki ze sobą. Dla wielu osób parających się sztuką tatuażu mam najbrzydsze tatuaże świata. A dla mnie są najpiękniejsze – rybki nabazgrane przez dziecko, które ma niecałe dwa lata. Ja te rybki kocham, bo to pierwszy rysunek Lili, który coś przypomina. Mam jeszcze kilka części ciała niezagospodarowanych: lewą nogę i lewe przedramię, które czekają na rysunki drugiej córki.