Rafał: Jak trzymałem mojego pierwszego syna na rękach zaraz po porodzie, to już wiedziałem, że mi się zmienił świat. Jacek: Moment, kiedy dziecko otwiera oczy na rękach ojca, jest niesamowitym doświadczeniem.
Gaga: Czy Wasze dzieci lubią warzywa?
Jacek Mroczek: Muszę się zastanowić… Twoje jedzą?
Rafał T. Czachorowski: Starszy pałaszuje wszystko, nawet sam eksperymentuje w kuchni, młodszy toleruje tylko wybrane dania.
JM: Ola ma teorię, że nie jada przyjaciół, np. ryb, bo nurkuje i spotyka je w wodzie, co jest o tyle ryzykowne, że idąc tym tropem, można w ogóle stracić apetyt.
To ją urządziłeś, wymyślając bajki o warzywach.
JM: Sama się urządziła, bo to ona wymyśliła ten temat! Pierwsze były marchewki na wakacjach, z których wracają bardziej pomarszczone niż przed wyjazdem. Siedzieliśmy wtedy w Miami w USA i wszyscy ludzie wyglądali jak marchwie – byli spaleni słońcem i udawali, że są szczupli. Rozmawiałem o tym kiedyś z Rafałem, z którym znamy się od wielu lat, bo chodziliśmy jeszcze razem do podstawówki na Żoliborzu, i okazało się, że on też ma swoje bajki.
RTC: Daria K. Kompf, z którą współpracuję, szyje lalki szmaciane i kiedyś mnie poprosiła o napisanie o nich kilku słów. To się spodobało i doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby napisać bajkę o lalkach. Powiedziałem OK, zanim jeszcze zorientowałem się, że bohaterką ma być dziewczynka, a ja mam dwóch chłopców i blade pojęcie o małych dziewczynkach. Wprowadziłem więc jeszcze jednego bohatera – Franka. Książka nosi tytuł „Ścieżka za czereśnią, czyli przygoda Ani, Niny, Franka i innych przyjaciół”. Opowiada trochę o samotności, o tym, że w nowym miejscu możemy znaleźć przyjaciół, nawet zaczarowanych…
Czy pojawienie się dzieci uruchomiło w Was pokłady wyobraźni, o którą wcześniej byście się nie podejrzewali?
JM: W moim przypadku nie tyle wyobraźni, co poczucia, że znowu bezkarnie mogę być siedmiolatkiem i człowiekiem emocjonalnie niedojrzałym, i jest mi z tym bardzo dobrze. Z olbrzymią radością zacząłem chodzić do sklepów z zabawkami i kupować je córce.
RTC: Jak trzymałem mojego pierwszego syna na rękach zaraz po porodzie, to już wiedziałem, że mi się zmienił świat. To truizm, ale taka myśl się objawiła. Dzięki temu, że nie mam pracy od – do, uczestniczyłem w życiu chłopaków, a to w znacznej mierze jest także zabawa czy czytanie bajek na dobranoc.