Jest pan ambasadorem i inspiratorem wielu wartościowych inicjatyw. Skąd w panu potrzeba takiej działalności?
Rozbudzili ją we mnie rodzice, którzy przekazywali mi wiele wartości i poszerzali moje horyzonty. Pokazywali mi, co to znaczy słuchać, właściwie oceniać siebie w różnych sytuacjach, zarządzać czasem, widzieć, jak to, co robię, wpływa na innych. Dzięki rodzicom nauczyłem się poważnie podchodzić do podejmowanych decyzji.
Może jest pan po prostu dobrym człowiekiem?
Uważam, że bycie dobrym człowiekiem ma ogromną wartość. Kiedy w 1996 roku zdobyłem złoty medal olimpijski, „Rodzice pokazywali mi, co to znaczy słuchać, oceniać siebie w różnych sytuacjach, zarządzać czasem, widzieć, jak to, co robię, wpływa na innych „obiecałem sobie, że część swojego czasu będę dawał bezinteresownie innym. Z tym postanowieniem zaangażowałem się w działalność społeczną. Mam z tego dużo radości. Nie opuszcza mnie też przeświadczenie, że jeśli robię coś bezinteresownie w obszarze społecznym, to dobra energia do mnie powróci. Może nie od razu, nie jutro, ale za rok… Kiedy spotyka mnie coś wyjątkowego w życiu, to czuję, że to zasługa tej energii. Na przykład płynę łódką, jestem piąty, towarzyszy mi szkwał, który nagle wyprowadza mnie na pierwsze miejsce. Szczęście towarzyszy po pierwsze lepszym, po drugie tym, którzy na nie zasłużyli. Ta teoria sprawdza mi się w praktyce.
Czy zdarzają się panu chwile zwątpienia?
Takie chwile zdarzają się zwłaszcza wtedy, gdy ogarnia mnie zmęczenie i fizyczne osłabienie. Zastanawiam się, dlaczego tyle energii i pracy wkładam w coś, co nie przynosi efektów. To nie jest gorycz porażki, ale poczucie, że powinienem swoją pracą coś ciekawego wnosić w rzeczywistość. Szukam sensu we wszystkim, co dzieje się dokoła. Radzę sobie w ten sposób, że staram się bez emocji podchodzić do sprawy. Próbuję jakby wyjść z siebie i spojrzeć na problem z innej strony, popatrzeć na to, co dzieje się nie tylko tam, gdzie aktualnie jestem, ale w szerszym kontekście, również od strony moich bliskich. Myślę też o szczęściu, które jest moim udziałem: mam cudowną żonę, dwójkę wspaniałych dzieci, kochających rodziców, fajnych znajomych i przyjaciół. To powoduje, że chwile zwątpienia są krótkie, bo podstawa piramidy, na której zbudowane jest moje życie, jest bardzo mocna i stabilna.
Refleksje są potrzebne?
W codziennym pędzie rzadko mamy okazję, aby się zatrzymać. Zastanowić, co w naszym życiu tak naprawdę się dzieje i jak to wszystko wygląda. Od pięciu lat stosuję osobiste spotkania z samym sobą. Rezerwuję sobie raz w tygodniu godzinę tylko dla siebie. Wyłączam telefon i komputer. Przez tę godzinę zastanawiam się, co u mnie ciekawego się wydarzyło. Czy to, co robię, jest zgodne z moim światopoglądem i oczekiwaniami? Czy jest to interesujące i dobre? Biorę pod uwagę też swoich najbliższych. Zastanawiam się na przykład, jak propozycja, którą właśnie otrzymałem, wpłynie na moje i ich życie. Jakie będą konsekwencje mojej ewentualnej odmowy. Te spotkania dały mi bardzo dużo ciekawych wniosków i obserwacji.
W jaki sposób chce pan przekazywać swoje wartości dzieciom?
To, co mnie najbardziej w życiu kręci, to… droga. Jestem zwolennikiem inspirowania, zachęcania do działania, a nie tylko wyznaczania celów i oczekiwania na rezultaty. Jestem skłonny poświęcić wiele czasu, żeby zachęcać innych do działania, szukania, otwartości. Do posiadania pasji. Kiedy bawię się z Nataszką i ona mówi, że najchętniej dostałaby wszystko gotowe, to podsuwam jej pomysły, które sama mogłaby zrealizować. Proponuję, żeby poszła do mamy, zapytała, bo może mama coś podpowie. Zachęcam ją do wysiłku, żeby na przykład coś wycięła, zamiast namawiała babcię do kupienia gotowca. Uważam, że to, co się samodzielnie zrobiło, powtórzyło kilka razy, tworzy skojarzenia, które potem powracają i pomagają. Dlatego warto poświęcić czas na wytworzenie tych nawyków i w dziecku, i w sobie. Jeśli pamiętam, ile wysiłku, wyrzeczeń, krwawiących ran na ciele kosztowały mnie treningi i zdobycie złotego medalu olimpijskiego, to w przyszłości będę umiał zmagać się i z innego rodzaju przeciwnościami.
Jak udaje się panu łączyć intensywną pracę zawodową z wychowywaniem dzieci?
Wszystko jest kwestią dobrego planowania. Staram się tak gospodarować czasem, aby w chwilach, kiedy mogę być z dziećmi, być z nimi całym sobą. Swoje życie dzielę między życie prywatne i bycie z rodziną. Wydzielam czas na sport, biznes, działalność społeczną i czas wyłącznie dla siebie: tę wspomnianą godzinę raz w tygodniu. To są różne proporcje, ale dbam o harmonię w tym zakresie.
Mało trochę tego czasu zostaje dla dzieci…
Bo nie ilość jest ważna, a jakość. W swoim ojcostwie nie tylko pragnę być z dzieckiem na maksa, gdy już mamy ten wspólny czas, ale też dużo nad rodzicielstwem się zastanawiam. Uważam, że warto weryfikować swoje przemyślenia i się nimi dzielić. Pytać o radę. Rozmawiać i przedstawiać sobie wzajemnie różne punkty widzenia. Iza jest osobą, która bardzo mi w tym pomaga. Podchodzi na spokojnie do wielu spraw, nie tylko rodzicielstwa. W drugim kręgu osób, które proszę o radę, są moi bliscy znajomi, przyjaciele. Poznanie różnych punktów widzenia bardzo mi pomaga. Lubię konsultować pomysły, opinie, problemy. Cenię sobie otwartość. Mam też wtedy okazję dowiedzieć się czegoś o sobie.