Marta
Weszła do kuchni, stanęła koło lodówki i powiedziała, że jest w ciąży. Ojciec zakrztusił się, wyszedł do pracy. Matka zaproponowała, że może by wzięła banana. Zdrowy, dla dziecka dobry. Marta zawsze mogła jej powiedzieć wszystko, tylko nigdy jakoś nie było czasu. Czworo rodzeństwa, wszyscy razem w jednym pokoju na piętrowych łóżkach, w mieszkaniu w bloku. Starsza siostra niepełnosprawna, młodsi bracia broili, a Marta poukładana, dojrzała nad swój wiek: najwyższa na zdjęciach z komunii, same piątki na koniec gimnazjum, już sobie dorabiała na buty czy ciuch.
Spojrzenie dorosłej kobiety nie pasuje do buzi lalki. O ciąży powiedziała rodzicom w czwartym miesiącu.
– Ojciec się upił, a potem udawał, że nic się nie stało. Tylko raz wygarnął, że jak już jestem taka dorosła, żeby dupy dawać, to mam sobie sama radzić.
Matce Marta powiedziała wszystko, poza tym, że to nie była wpadka. Widząc moje zdziwienie, odpowiada: – No właśnie, ale to miało odmienić moje życie…
Poznali się na pikniku szkolnym, on robił nagłośnienie dla zespołu. Wysoki, dowcipny, dwa razy starszy. Marta pomagała mu rozciągać kable. Umówili się raz, drugi, mówił do niej „aniołku”. W domu było ciasno, więc przychodziła po szkole do niego. W kawalerskim mieszkaniu w centrum robił jej rano kanapki i opowiadał, że właśnie się rozwodzi.
– A rodzice? Nie przeszkadzało im, że nocujesz poza domem?
– Może woleli udawać i przymykać oczy? – zastanawia się Marta.
Seks i intymność to w polskich domach tematy tabu. Informacje młodzież czerpie głównie z internetu i od znajomych. Dr Mazurek zauważa, że przepisy utrudniają małoletnim kontakt z lekarzem: – Nastolatki wstydzą się pójść po antykoncepcję, tym bardziej że wymagałoby to wiedzy rodzica. Do 18. roku życia dziewczyna musi przyjść do mnie z opiekunem prawnym, jeśli ma być podjęte leczenie, przepisane leki. Ale ona oczywiście nie chce, żeby mama wiedziała. Uważam, że jeśli nieletnia zgłasza się po antykoncepcję, to najczęściej zaczęła już współżycie i nie ma sensu tłumaczyć jej, że ma za mało lat i że to za wcześnie, żeby zaczekała. Bogu dzięki, że w ogóle przyszła! Tym bardziej trzeba jej pomóc, zamiast prawić kazania. Dodaje, że dojrzałość płciowa to bardzo indywidualna sprawa: – Obserwuję siedemnastoletnie dziewczyny, które idą do porodu anatomicznie już rozwinięte jak dorosłe kobiety, rodzą szybko, błyskawicznie wracają do formy i figury, do normalnego funkcjonowania.
Nie wszyscy lekarze są jednak w stanie przyjąć młodocianą pacjentkę bez potępienia. Co więcej, wiedza o antykoncepcji i wychowanie seksualne nie zabezpieczają przed ciążą, gdy w grę wchodzą psychologiczne czynniki ryzyka.
Marta czuła się gotowa założyć rodzinę, ale przyznała się partnerowi do ciąży dopiero po czterech miesiącach – bała się, że wyśle ją na zabieg. – Powiedział „o kurwa!”, myślałam, że się tak po męsku cieszy. Ale nie było róż ani pierścionka z cyrkonią, po prostu następnym razem, gdy wróciła ze szkoły, klucze nie pasowały do zamka, a jej rzeczy stały spakowane w pudełku przed klatką schodową: płyty, suszarka do włosów, kilka bluzek. Na co liczyła? – Nie wiem. Czułam się już u niego jak w domu, myślałam, że przy dziecku dojrzeje, rozwiedzie się… Teraz wiem, że zrzucał winę na żonę, że mu nie chce dać rozwodu, a ja mu wierzyłam. Ale wiesz co? Nie żałuję. Zobacz, to jest Julka! – Marta wyjmuje zdjęcie pulchnej uśmiechniętej uczennicy. – Ciemne oczy ma po nim. I uśmiech… O, a tu Amelka, sześć lat! – pokazuje zdjęcie drugiej córki. Przytakuję, że obydwie słodkie.
Marta do dziś martwi się, czy jest wystarczająco dobrą matką. – Gdy na placu zabaw jakaś baba bije dziecko, to nikt jej nie mówi, że nie może go mieć. A mnie wszyscy traktowali jak puszczalską gówniarę, narkomankę albo gorzej.
– Z części badań wynika, że nastoletnie matki pochodzą często ze środowisk, w których nadużywa się alkoholu, nikotyny, narkotyków. Wychowywały się w niepełnych rodzinach, w trudnych warunkach, a matka również urodziła pierwsze dziecko jako bardzo młoda osoba. Taki też jest stereotyp. Ale nie wszystkie badania potwierdzają ten obraz – mówi Resler-Maj. Podkreśla, że stereotyp szkodzi, utrudnia ukończenie szkoły, znalezienie pracy, obniża samoocenę. Pogłębia ekonomiczną i psychologiczną zależność od innych.
Ten mechanizm dotyczył też Marty. – Mieszkałam z Julką u rodziców, cudem się mieściliśmy, łóżeczko stało w kuchni. Skończyłam gimnazjum, na mamę zawsze mogłam liczyć, ale tylko ja wiem, ile mnie to kosztowało. Poszłam do pracy w supermarkecie, tam poznałam narzeczonego. Przeprowadziłam się do niego. Przez chwilę było świetnie, chciałam pójść do technikum, ale zaszłam w drugą ciążę.
Narzeczony pobił Martę pierwszy raz po tym, jak wróciła ze szpitala z Amelką. – Kiedy mała miała miesiąc, zapakowałam ją w wózek, z Julką wsiadłyśmy do tramwaju i więcej sukinsyna nie widziałam. Marta dzięki pomocy mamy skończyła technikum, a kiedy szukała pracy jako księgowa, poznała Tomka, właściciela firmy informatycznej. Pokazuje z dumą obrączkę.
– To dzięki niemu przestałam myśleć o sobie, że jestem gorsza, że należy mi się ciężki los za głupotę. Nie przeszkadza mu, że mam dzieci. Przeciwnie, gdy mi się oświadczał, to powiedział, że jest szczęśliwy, że będzie miał pełną rodzinę! – mówi dziewczyna. Jej mąż cierpi na chorobę genetyczną, jest bezpłodny. – Ja już mam wszystkie dzieci. A one mają prawdziwego tatę! – uśmiecha się Marta.