„Ty mnie nie szanujesz” – takie określenia często się tu pojawiają…
Dokładnie tak. Jakby istniało założenie, że córka będzie kopią matki, ale ponieważ matka była idealna, to córka nie może temu ideałowi sprostać – taka podwójna gra.
Inny wariant to taki, gdzie matka pragnie po urodzeniu dziewczynki, żeby to ona była tą idealną córeczką. Bo jeśli mała jest świetna, to znaczy, że ja ją dobrze wychowuję, to jest mój sukces. Czasami ma to zrekompensować poczucie niższości z dzieciństwa, bycia niekochaną, mniej ważną niż rodzeństwo. To też trudny wariant, bo i tu może mieć miejsce niedostrzeganie odrębności dziecka. Może się pojawiać coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo korzystne, tzn. częste chwalenie. Ale to jest chwalenie za to, że córka spełnia oczekiwania mamy, a nie za jej własną aktywność. Matka nie dostrzega różnych trudności córki, ponieważ ona ma być przecież idealna, skazana na sukces. Córce zaś towarzyszy lęk, że mamę można zawieść. Ma poczucie warunkowej akceptacji, a nawet, paradoksalnie, mimo chwalenia – brak wiary w siebie. Matki bywają tym zaskoczone: „Przecież ja jej niczego takiego nie mówiłam!”. Problem w tym, że taka postawa ujawnia się między słowami, w tym, z czego matki się cieszą, jak są skoncentrowane na osiągnięciach dziecka.
Czy jesteśmy odpowiedzialne za szczęście i dobry humor naszych matek? Czy niespełnianie ich oczekiwań świadczy o egoizmie dzieci, o tym, że są „niewdzięczne” i „wyrodne”? Czy o tym, że roszczenia matki idą za daleko?
Na pewno nie jesteśmy odpowiedzialne za szczęście matek! Każdy z nas jest odpowiedzialny za siebie, w tym sensie, że bycie osobą zadowoloną to nie jest tylko to, co inni robią dla nas, ale to, jak my sami postrzegamy nasze życie. Możemy mieć taki obraz siebie, że jesteśmy pokrzywdzeni, nieszczęśliwi, ale to jest nasza odpowiedzialność, żeby zmienić sposób przeżywania czy postrzegania różnych spraw. Każda próba instrumentalnego traktowania dzieci, że one są po to, żeby nam wypełniać pustkę, żeby nam stwarzać cel w życiu albo żeby się nami opiekowały czy nas uszczęśliwiały, jest właśnie tym fragmentem relacji, który później będzie sprawiać ból. I będzie rodził chęć wycofania
się – córka chce uciec, bo to jest nie do spełnienia, nie można uszczęśliwić matki. Tak jak matka nie może uszczęśliwić dziecka, może jedynie zaspokajać różne jego potrzeby.
Wydaje mi się, że matki często zachowują się tak, jakby córka była ich przedłużeniem czy wręcz własnością. Stawia to dorosłe córki w roli małego dziecka, podległego, spełniającego potrzeby mamy.
Jeśli córka ma blokowaną autonomię, to często nie wchodzi w dorosłość, nie ma różnych doświadczeń, np. z poczucia winy nie podejmuje ważnych życiowych kroków. Oczywiście tu pojawia się pytanie, co jest mechanizmem zatrzymującym, jaka była historia mamy, że ona oskarża córkę. Czy to jest tak, że „poświęciła się” dla niej, czy nie miała własnego pomysłu na inną rolę poza macierzyństwem, czy też tak odczytywała kod kulturowy, że to właśnie jest jej zadaniem? Próbuje zatrzymać dziecko przy sobie, żeby pozostawać cały czas w roli matki, być może dlatego, że inaczej traci poczucie sensu swojego życia.