W jaki sposób można nad tym pracować? Czy jest w ogóle możliwe, by taki człowiek funkcjonował normalnie?
Normalnie nie, bo jego życie jest w ogóle pozbawione aktywności seksualnej. Całą energię skupia na monitorowaniu zachowań i powstrzymywaniu popędu seksualnego. Ale jego system wartości, zasoby wewnętrzne, wsparcie z zewnątrz powodują, że żyje, nie czyniąc nikomu krzywdy.
Poddaje się terapii?
Tak, zarówno psychologicznej, jak i farmakologicznej. Wielokrotnie spotykam takich pacjentów, którzy wyznają, że czują pociąg seksualny wobec dzieci, ale tak bardzo się brzydzą tej potrzeby, tak tego nienawidzą w sobie, że jedyne, co robią, to trzymają się z daleka od dzieci. Niestety, bywa, że przychodzą po jakimś czasie i opowiadają, że zwierzyli się mamie lub księdzu i ci im doradzili wyizolowanie się od społeczeństwa i zamknięcie w klasztorze czy więzieniu.
To zły pomysł?
Bardzo zły, jeśli nie towarzyszy temu leczenie. Nie da się zapanować nad popędem przez całe życie, a szczególnie w przypadku parafilii, gdy ten popęd jest dużo silniejszy.
Na czym polega terapia?
Właściwie powinna być trzytorowa. Pierwsza to farmakologia, która obniża popęd. Druga to oczywiście psychoterapia, która uczy, jak zapanować nad popędem, czyli pomaga wyłapywać te momenty, w których popęd rośnie i wtedy ta osoba musi się wyizolować, wziąć więcej leków. Trzeci tor to jest coś, co się kompletnie ignoruje w naszym społeczeństwie, czyli edukacja dzieci.
Edukacja seksualna?
Tak. Badania pokazują, że najniższy procent czynów pedofilnych jest w środowiskach, gdzie istnieje edukacja seksualna dzieci. One wiedzą, czym jest dobry, a czym zły dotyk, rozróżniają dobre i złe sekrety. Nam natomiast edukacja ta kojarzy się tylko z tym, gdzie i co się wkłada, a to przecież bardzo potrzebna profilaktyka.
Myśląc w ten sposób, należałoby wprowadzić edukację seksualną już w przedszkolach. Czego powinny uczyć się dzieci w tym wieku?
Podstawowych rzeczy. Na przykład tego, że mamy wiele wspólnych części ciała jak oczy, włosy, uszy, nogi, ale są takie, które mamy różne. I nazwijmy je po imieniu. Nosy odkrywamy, uszy odkrywamy, a to co mamy w majteczkach… przykrywamy, bo to jest intymne, tylko nasze. To może oglądać rodzic, babcia, niania, doktor w trakcie badania, ale nikt inny. W ten sposób wskazujemy, gdzie są granice, bo skąd dziecko ma wiedzieć, że nie może pokazywać swojego siusiaka, gdy pan ładnie poprosi i zaproponuje cukierka?
Kiedyś podczas zajęć z psychologii rozwoju tłumaczyłam, jak uczyć dzieci bezpiecznych zachowań, czyli dawać przykłady: „Gdy pan chce ci pokazać pieska, dać cukierka albo ma prezent w samochodzie, masz odmówić, uciekać, krzyczeć itd.”. Jedna ze studentek powiedziała po cichu: „To nie działa”. Zapytałam dlaczego. „Bo nie jesteśmy w stanie opowiedzieć dziecku o wszystkich możliwych sytuacjach. Mama też mnie uczyła, ale ten pan chciał pokazać króliczka, nie pieska, i tego nie było w jej historiach…”.
No właśnie, bardzo mądrze ci powiedziała. Ja jestem za tym, by nauczyć dziecko prywatnego hasła, które znają tylko zaufani dorośli, mama, tata, np.: „Krowa ma długi język”. I to jest hasło, które pozwala dziecku na to, by z kimś pójść, zaufać mu.
Często zwraca się uwagę na to, że osoby, które wykorzystują dzieci, potrafią się z nimi świetnie komunikować, uczą się języka dziecięcego, młodzieżowego, same mają w sobie infantylizm.
To prawda, dlatego dzieci są dla nich tak fascynujące, dlatego ustawiają ich w roli swoich partnerów. Miałam kiedyś takiego pacjenta, który wszystkie wybrane przez siebie dziewczynki obdarowywał kwiatami, dorosłymi prezentami jak biżuteria, perfumy – właśnie dlatego, że on je widział jako swoje partnerki, dorosłe partnerki.
Gdzie, Twoim zdaniem, kryje się najwięcej zagrożeń, jeśli chodzi o wykorzystywanie seksualne dziecka?
W jego najbliższym środowisku. Najczęściej czynów pedofilnych dopuszczają się znajomi dziecka z otoczenia: ojcowie, wujkowie, dziadkowie. Dalej opiekunowie: nauczyciele, księża.
Tylko mężczyźni?
Wśród zdiagnozowanych medycznie pedofilów nie ma kobiet. Zdarza się w sądzie, że są kobiety oskarżane o czyny pedofilne, ale to najczęściej zachowania typu robienie zdjęć dzieciom, zachęcanie do aktów z partnerem, ale nie stosunek seksualny z nimi. Ich motywacją nie jest zaspokojenie popędu seksualnego, ale np. chęć zarobienia pieniędzy lub utrzymania związku.
Te osoby często podświadomie wybierają takie aktywności zawodowe, by być bliżej dzieci. Nie można tego weryfikować?
Ale jak? Nie ma testu na pedofilię: ani z krwi, ani z moczu, ani z nasienia. Wiemy o tym tylko wtedy, gdy pedofil sam opowie o tym, co się z nim dzieje, o swoich fantazjach lub czynach.
Co może zaniepokoić rodzica w zachowaniu dziecka?
Na pewno tajemnice: dziecko znikające, dziecko, które mówi, że ma sekret. Także zmiany: dziecko, które było radosne, staje się smutne, odważne – lękliwe. Ma wiedzę nieadekwatną do wieku rozwojowego. Mówi na przykład: „Jest taki pan, a temu panu leci mleczko z siusiaka”. Skąd to wie? Zobaczył na filmie, którego nie powinien oglądać? Seksualizacja pojawiająca się na przykład w zachowaniu, ekspresji, rysunkach.
Dlaczego dzieci, które są molestowane seksualnie, mają taką potrzebę ekspresji tego?
Bo często czują, że to jest nowe, niezrozumiałe, część wie, że złe. Podam ci przykład. Miałam kiedyś taką małą pacjentkę. Jej historia zaczęła się, gdy mama zabroniła jej jeździć windą, bo bała się, że ona się zatnie. Dziewczynka oczywiście po jakimś czasie zaczęła jeździć z koleżankami i ukrywała to przed mamą. Pewnego dnia weszła do windy z sąsiadem, którego znała, i tam doszło do przekroczenia granic. Czekała pół roku, zanim opowiedziała o tym mamie. Omówiła to z koleżankami, które miały podobne doświadczenie, ale rodzice dowiedzieli się ostatni. Zapytana, dlaczego tak późno, odpowiedziała, że nie mogła powiedzieć mamie, bo ta zabroniła jej jeździć windą, a ona ten zakaz złamała. Czyli to dziecko wiedziało, że to jest coś złego, ale nie dostrzegało proporcji.