Nie można z nimi siedzieć ani rozmawiać. Są obiektem kpin i żartów. A rodzice i nauczyciele nawet nie zauważają, że obok nich rozgrywa się prawdziwy, dziecięcy dramat. W każdym środowisku są wykluczeni – dzieci odrzucone przez grupę.
Przejście z podstawówki do gimnazjum okazało się prostsze, niż początkowo przypuszczała. Uczyli się w tym samym budynku, ale na najwyższym, trzecim piętrze. Poza małym przetasowaniem w klasie zostały w większości te same osoby. Nowi nauczyciele byli bardziej wymagający, ale dało się przeżyć. Najważniejsze, że zachowała swoją długo wypracowywaną pozycję. Była atrakcyjna, bo należała do grupy. Tylko to się liczyło.
Cztery dziewczynki, które przyjaźniły się ze sobą od czasów przedszkolnych, stanowiły najbardziej opiniotwórcze środowisko w całej klasie, a także poza nią. Dosłownie każdy chciał ogrzewać się w ich blasku, być zapraszanym, zagadywanym, a przynajmniej zauważanym.
Jeśli czegoś lub kogoś nie lubiły, natychmiast zarażały swoją postawą pozostałych uczniów, a nawet niektórych nauczycieli. Wiedziała o tym Basia, czyli Grubaśka, której wymyśliły takie przezwisko, nawiązując do jej widocznej nadwagi. Nie pomogły warsztaty, rozmowy z rodzicami, przymilanie się ani przekupywanie. Z Baśką nie można było siedzieć (z własnej woli) w jednej ławce, rozmawiać (oficjalnie) na przerwach, ani w żaden sposób okazywać sympatię. Najpierw niech schudnie- zawyrokowały.
Rządziły i doskonale zdawały sobie z tego sprawę. Zawsze najlepsze i najładniej ubrane. Zawsze razem. Basia była samotna, upokarzana. A nauczyciele nie nie zauważali (nie chcieli zauważyć?), że jest ofiarą klasowego terroru. To przecież taki wiek.