W Polsce co roku rozstaje się ponad 60 tys. par i statystyki wciąż rosną. Ponad 50 tys. dzieci staje co roku w obliczu rozwodu rodziców, a co piąte z nich doświadcza alienacji rodzicielskiej. Historia Izy, Wojtka i Mai to jedna z wielu tysięcy.
Wojtek
– Wszystko, co powiedziała, się spełniło. Jakby przewidziała swój wpływ i mój brak wpływu na całą sytuację – bezradnie rozkłada ręce.
– Nie wierzyłem jej wtedy i stukałem się w czoło, sugerując jej wizytę u psychiatry – mówi około czterdziestoletni mężczyzna. – Nawet nie u psychologa, bo uważałem, że jej potrzebne były leki. Oczywiście traktowała to jako dowód mojej pogardy dla niej i próbę ośmieszenia jej. Pani mogę powiedzieć: tak, gardziłem nią i chciałem ją ośmieszyć, bo zrobiła z mojego życia piekło do tego stopnia, że budziłem się ze strachem, co dziś wymyśli.
Kontrolowała każdy aspekt mojego życia, łamała kody w komputerze, wszędzie węszyła zdradę. Dzwoniła po znajomych i opowiadała, że mam romans, z tego samego powodu jeździła do moich rodziców i obarczała ich oskarżeniami przeciwko mnie.
Decyzję o rozstaniu podjąłem po śmierci mojego taty. Podświadomie miałem pretensje do niej, że przed śmiercią, gdy już chorował, nie darowała mu tych opowieści i że ostatnia jej wizyta u niego była monologiem o jej poświęceniu i cierpieniu dzieci. Poczułem wtedy do niej nienawiść, którą przez lata starałem się tłumić. Postanowiłem się wyprowadzić…
– Macie dzieci? – przerywam mu.
– Tak, ośmioletnią córkę Maję, z którą nie mam dziś kontaktu – odpowiada i łamie mu się głos.
– Jak do tego doszło? – pytam.
– Iza się wściekła, kiedy odszedłem. Wynająłem mieszkanie w sąsiednim bloku, by być jak najbliżej córki. Nie chciała rozmawiać, krzyczała na mnie w obecności Mai, że ją zdradziłem, że odchodzę do tej k…y, a ja przecież nie odszedłem do innej kobiety, choć teraz rzeczywiście się z kimś związałem…
To było trzy lata temu, Maja miała 5 lat i już wtedy instynktownie zatykała uszy i kuliła się przy ścianie. Próbowałem unikać tych awantur i odbierać dziecko, gdy jej nie ma, lub czekać w samochodzie, aż Majkę sprowadzi sąsiadka albo niania.
Ograniczanie kontaktu z Izą było jedyną sensowną strategią w walce o dziecko. Ta walka oczywiście przeniosła się do sądu. Iza chciała pozbawić mnie praw rodzicielskich, najpierw sugerując przemoc, a następnie wykorzystanie seksualne. Żadna diagnoza medyczna ani psychologiczna tego nie potwierdziła. Zacząłem jednak obserwować u Mai niepokojące zachowania. Podczas rozprawy mogłem widywać ją raz w tygodniu i co drugi weekend, ale coraz częściej okazywało się, że w terminie moich wizyt córka choruje.