– Młodzież nie chce ćwiczyć – uważa młody nauczyciel wychowania fizycznego z jednej z warszawskich szkół, który w obawie przed podpadnięciem dyrekcji prosi o zachowanie anonimowości. – Dzieciaki nagminnie przynoszą zwolnienia. Kiedy pytam, co się stało, pokazują kwity od lekarza i temat się kończy. Domyślam się, że przynajmniej połowa tych zwolnień jest lewa, ale nie będę polemizował z opinią lekarza! Inna sprawa, że w szkole mam fatalne warunki do prowadzenia lekcji. Parkiet w sali gimnastycznej jest zniszczony. Młodzież narzeka, że brakuje sprzętu, a ten, który jest, wymaga naprawy albo wymiany. Czasem wspomnę pani dyrektor, że ćwiczenia na rozklekotanych klepkach parkietowych mogą skończyć się groźnym wypadkiem, ale szkoła nie ma funduszy na generalny remont sali gimnastycznej. Słyszę, że muszę sobie jakoś radzić. I to „jakoś” przekłada się potem na „jakąś tam jakość”. Dzieciaki to czują: że męczę się ja i męczą się one. Robi się jakaś udawanka z lekcji. Byle odhaczyć w dzienniku.
Wojciech Siewaszewicz zauważa: – Słusznie, że robi się różne akcje, gorzej, gdy towarzyszy im hipokryzja. Cieszę się, że budzi się świadomość społeczna i zaczynamy dostrzegać, że nasza młodzież nie chce się ruszać, tyje, ale kiedy szczytne deklaracje na górze nijak mają się do realiów, nazywam to po prostu blamażem. Podam przykład. Nadchodzi niż demograficzny. Pojawiła się więc szansa, aby poprawić warunki pracy w salach gimnastycznych. Mniej uczniów oznacza większą indywidualizację zajęć, możliwość wprowadzenia urozmaiceń, nowinek. Wuefista może wreszcie uczyć, a nie być tylko strażnikiem trzydziestu uczniów w sali gimnastycznej o wymiarach 10 na 10 m. I co? Z jednej strony, szumne słowa, z drugiej, nieustanny brak funduszy na poprawę warunków w szkole. Wuef spychany jest na margines życia szkoły. Najważniejsze są wyniki z wiodących przedmiotów. Miejsca w rankingach. Wygrane przez dzieci olimpiady przedmiotowe. Na konieczny już remont sali gimnastycznej, zakup nowego sprzętu i zajęcia dodatkowe wiecznie nie ma pieniędzy. Warunki pracy wuefisty urągają nieraz wszelkim standardom.
Zimny prysznic dla wuefistów
– To nieprawda, że my nie lubimy wuefu – uważa Patrycja z II klasy bydgoskiego gimnazjum.– Lubię uprawiać sport, ale nie przepadam za wuefem, bo jest nudno. Dostajemy np. piłkę do siatkówki i mamy sobie pograć. Szkoda tego przebierania, a potem i tak nie ma gdzie się odświeżyć. Wstyd, bo się śmierdzi na lekcjach. Wolę pójść w tygodniu na fitness, po wysiłku wziąć prysznic. Taki wuef, jaki jest w szkole, mi niepotrzebny.
Jej młodsza siostra, uczennica czwartej klasy podstawówki, dopowiada: – Ja bardzo lubię ćwiczyć i cieszę się, że wreszcie mamy zajęcia w sali gimnastycznej. Do trzeciej klasy ćwiczyliśmy z panią na szkolnym korytarzu. Pani często z tego powodu denerwowała się i kazała zachowywać się cicho, aby nie przeszkadzać dzieciom w klasach.
Na lekcje wuefu narzeka również Michał z warszawskiego liceum. – Jak ktoś chce uprawiać sport, niech idzie do szkoły sportowej. Wychowanie fizyczne w naszym liceum to farsa. Połowa lekcji i tak przepada z powodu nieobecności nauczyciela. Fajnie jest tylko wtedy, gdy możemy pójść na boisko i pograć w piłkę.
Co robią koleżanki z klasy na wuefie? Nie mam pojęcia.
Na pytanie, jak rekompensuje sobie brak ruchu na zajęciach w szkole, chłopak odpowiada: – Chodzę czasem z kumplami na siłownię.