Kobieta uważa, że obecny tryb oceniania piętnuje dzieci mniej sprawne fizycznie, o mniejszych umiejętnościach i uzdolnieniach sportowych, co może mieć dla nich złe skutki psychiczne.
– Mój syn męczył się na wuefie. Bał się, że znowu sobie nie poradzi, rówieśnicy go wyśmieją. Od kiedy nie musi chodzić na te lekcje, wraca ze szkoły mniej spięty. Na wuefie koledzy robili z niego ostatnią ciamajdę, a nauczyciel swoimi uwagami dolewał oliwy do ognia. A on nie jest żadną ofiarą losu. Lubi pograć w piłkę, wychodzi na rolki. Nie chcę jednak, aby wracał na lekcje wychowania fizycznego w szkole. To nie dla niego.
Na pytanie, czy syn nie ma problemów z nadwagą, Katarzyna obrusza się. – Oczywiście, że nie. Ma brzuszek, ale teraz prawie każdy chłopiec taki ma. To od tych nieszczęsnych chipsów…
Mea culpa?
Kto więc powinien uderzyć się w piersi z powodu dzieci, które tyją i nie chcą ćwiczyć? Kto pozostaje najbardziej odpowiedzialny za młode pokolenie, które w okolicach trzydziestki będzie leczyć nadciśnienie tętnicze, a zawał czy udar u młodego człowieka przestanie zadziwiać? Czy skądinąd pożyteczne akcje społeczne próbujące przywrócić rangę wychowaniu fizycznemu w szkole sprostają wyzwaniu, które w opinii wielu lekarzy już dziś jest zapowiedzią nieuchronnej katastrofy zdrowotnej młodych ludzi w przyszłości?
Piotr Siuda, socjolog: – Wciąż jesteśmy społeczeństwem nadrabiającym straty i goniącym za poziomem życia utrwalonym w Europie Zachodniej. Tymczasem tam już wyraźnie widać, co nie zadziałało. My nie dopuszczamy jeszcze tej wiedzy do świadomości. Jesteśmy np. najbardziej zapracowanymi ludźmi w Europie. Spędzamy w pracy dużo więcej godzin niż inne narody. Chcemy nadrobić zaległości, a to dzieje się kosztem zdrowia i rodziny. Czy np. rodzic, który nie dba o własny rozwój fizyczny i higienę pracy, który spożywa byle co i byle jak, tyje i spędza wolny czas na kanapie przed telewizorem lub laptopem, przekona dziecko, aby ono postępowało inaczej?
Kultura fizyczna została przez wielu rodziców zepchnięta na koniec w hierarchii wartości życiowych. Nie poświęcamy jej wystarczająco dużo uwagi, bo nie mamy czasu. Przez kraje wysokorozwinięte też przechodzą plagi otyłości. Wiadomo już, że jej skutki generują potężne koszty i bycie grubym naraża państwo na straty. My zaczynamy dopiero pławić się w zdobyczach rozwoju gospodarczego. Czasem bezrefleksyjnie, a przecież możemy uczyć się na popełnionych przez innych błędach. Warto z tej wiedzy korzystać.