Wspomnienia z dzieciństwa w dużej mierze determinują to, jak bawimy się z naszymi dziećmi. Jeśli nie mamy zbyt dużo doświadczeń z zabawy z rodzicami, to nie bardzo potrafimy odnaleźć się w świecie księżniczek czy piratów. Albo też za wszelką cenę próbujemy to zrobić. O zabawach z dzieciństwa rozmawia psycholog Małgorzata Ohme z bizneswoman Natalią Fronc oraz z instruktorką jeździectwa Karoliną Ferenstein.
MO: Wasze pierwsze skojarzenie z zabawą w dzieciństwie?
NF: Nasz biały trabant zaparkowany w lesie, my z rodzicami zbieramy liście. Świeci piękne jesienne słońce, a my jesteśmy razem.
KF: Większość dzieciństwa spędziłam na Mazurach, więc kompletna wolność. Bieganie po łakach, zabawy w Indian, podchody.
MO: Ja pamiętam uliczkę w Sandomierzu, tuż obok domu babci. Jem chleb z masłem i cukrem. Gramy z tamtejszymi dziećmi w karty. Jestem szczęśliwa… Hm, rozmarzyłam się… Wasi rodzice bawili się z wami?
NF: Moja mama dużo pracowała, więc wspólnych zabaw pamiętam niewiele. Ale mam przed oczami taką scenę: mama, moja siostra i ja leżymy na dywanie i robimy z siebie kanapkę: mama jest chlebkiem, na nią kładzie się Julita, która udaje masełko, na końcu wskakuję ja – szyneczka. Tata też lubił się wygłupiać i brał nas trzy w niewolę. Wyglądało to tak, że trzymał nas mocno za ręce, a my próbowałyśmy się wyrwać. Była przy tym kupa śmiechu.
Albo gra w trzynastaka… Ciekawe, czy ktoś jeszcze to pamięta? W wakacyjne upały siedzieliśmy w dwie rodziny w wynajętym domku nad Balatonem i toczyliśmy boje karciane. Cudowne wspomnienia.
MO: Ja nie pamiętam zbyt wielu zabaw z rodzicami, tylko mnóstwo momentów, gdy siedzę i układam z kart pary, królestwa, bale… Dziwne, że nie zostałam hazardzistką, skoro całe dzieciństwo spędziłam przy kartach.
KF: U mnie w domu doszło chyba do zamiany ról. My z mamą chodziłyśmy na grzyby, łowiłyśmy ryby. Tata z kolei czytał mi bajki Tata z kolei czytał mi bajki. Nawet, jak już byłam większa. Wszystkie tomy Juliusza Verne w tym „20000 mil podmorskiej żeglugi, potem całą trylogię Sienkiewicza „Potop”, „Ogniem i mieczem”, „Pan Wołodyjowski”. Pewnie mogłabym czytać sama, ale uwielbiałam ciepły głos taty i długie wieczory podczas których przenosiłam się w świat wyobraźni.