Podsłuchany dialog lalek może, po pierwsze, powiedzieć nam wiele o potrzebach samego dziecka, jego lękach, dylematach, pytaniach, po drugie zaś, wyśpiewana lub wytańczona piosenka ujawni jego nieoczekiwany talent. Lub też okaże się, że nasze zdenerwowanie tym, iż dziecko drugą godzinę zafascynowane wlepia wzrok w ekran, jest zupełnie niepotrzebne, bo ono już dawno samo zdążyło przełączyć kanał na naukowo-przyrodniczy i proces rozmnażania motyla jest dla niego ciekawszy niż kolejna bajka o gadającym psie. I w ten sposób rodzi się rodzicowi myśl, by sprawdzić, czy owo zainteresowanie jest tylko powierzchowne, czy oto siedzi przed nim mały biolog. Być może ten moment zabawy zaowocuje wspólnym czytaniem książki o zwierzętach lub zapisaniem dziecka na dziecięcy uniwersytet. Gdyby nie było nudy, nie moglibyśmy tego wszystkiego zauważyć, i tak się dzieje w wielu przypadkach „zaprogramowanego dzieciństwa”.
Ktoś kiedyś napisał „Koniec dzieciństwa jest wtedy, kiedy świat przestaje nas zadziwiać”. Zabawa jest dla dzieci poszukiwaniem odpowiedzi na pytania dotyczące otaczającej je rzeczywistości. Ja i moi przyjaciele bawiliśmy się we fryzjerów, sprzedawców, lekarzy, lodziarzy, nasze dzieci coraz częściej bawią się w modelki, znanych sportowców, gwiazdy, ale też w mamę i tatę – zapewne trochę innych niż nasi rodzice.
Mimo upływającego czasu niektóre pytania i potrzeby dzieci pozostają wspólne. Jak to jest być rodzicem? Pielęgnować i wychowywać dzieci? Mieć związki, flirtować, przeżywać pierwszą miłość? Być srogim lub łagodnym nauczycielem w klasie? Fryzjerką z małego starego salonu Kaprys lub ekskluzywnego salonu Jagi Hupało? W obu przypadkach obcinać włosy, czesać, układać? Jedynie forma płatności się zmienia i moja córka coraz częściej prosi mnie o kartę…
Dzieci bawią się w dorosłych, bo to pozwala im przyswajać ich rolę, uczyć się trudnych do zrozumienia relacji, opanowywać emocje, znów przyswajać reguły dorosłego świata. Chcą być swoją mamą, by lepiej rozumieć jej złość na wrzeszczące dziecko, zmęczenie kolejną godziną karmienia i przewijania. Bywają swoim nauczycielem, który krzyczy lub tuli, by zrozumieć, jak to jest po drugiej stronie biurka. Tym samym uczą się opanowywania lęku, bo przecież lepiej poznany „wróg” ulega oswojeniu i tak bardzo już nie straszy. Dzięki tej naśladowczej zabawie dzieci mają także okazję, by skonfrontować się ze społecznymi oczekiwaniami wobec własnej płci i odkrywania tożsamości płciowej. Chłopcy najczęściej wcielają się w role męskie, a dziewczynki w żeńskie, bo stojący za nimi repertuar zachowań jest im lepiej znany, a więc też bardziej atrakcyjny.
Niejednokrotnie obserwujemy jednak przeciwne zachowania. Rodzice niepokoją się, że ich pięcioletnia córka wciąż wciela się w rolę męskiego bohatera kreskówki lub żołnierza. Najczęściej wzbudzające lęk podejrzenia dotyczące nieprawidłowej identyfikacji płciowej okazują się jednak bezpodstawne, a motywy takiego zachowania są proste i zrozumiałe.