Druga część wyrasta na dorosłych, którzy marzą tylko o tym, by być dziećmi. Zabawa, która powinna znaleźć swoje miejsce w dzieciństwie, zamienia dorosłość w niedojrzałość. Takie dzieci w skórze dorosłego dziwią się, że trzeba pracować, sprzątać, wziąć za coś odpowiedzialność, kogoś wychować, pójść na kompromis. Jak się było odpowiedzialnym za swoich rodziców, chodziło na kompromisy w wieku lat kilku i kilkunastu, to jak już się jest dorosłym i ma się realny wybór, to się temu odmawia.
Fryderyk Nietzsche pisał, że w każdym dorosłym jest dziecko, które chce się bawić. W mniejszym lub większym stopniu mu na to pozwalamy. Dziecko w nas sprawia, że umiemy się głośno śmiać, spontanicznie rzucić komuś na szyję, rozpłakać ze wzruszenia, uściskać z radości. Trudno żyć, mając takie dziecko na uwięzi.
Potrzymam czekoladowe ciastko
Kiedy rozmawiam z rodzicami o ich dzieciach, czasem słyszę, że nie lubią się z nimi bawić. Doceniam ich szczere wyznanie, ale im nie wierzę. Mam wrażenie, że nie ma takiego dorosłego, który by nie odnalazł frajdy, mogąc cofnąć się do czasów chowanego, ciuciubabki czy prostego jak chińczyka. Jeśli ma się do czego cofnąć…
Najczęściej dopytuję, dlaczego nie lubią się bawić. Bo jest nudno (myślą o pracy, obowiązkach, upływającym czasie). Bo dzieci są zbyt spontaniczne i wskakują na barana i łamią im kręgi (czy jest to coś, co trudno im skontrolować, i dlatego zaskoczenie fantazją dziecka bywa zbyt bolesne?). Bo z nimi nikt się nie bawił i dzieci powinny same sobie wymyślać zabawy (czy gdy myślą o sobie, jak w wieku kilku lat wiecznie bawili się sami, to nie jest im smutno?). Bo właściwie to już niewiele rzeczy ich bawi i inspiruje.
Myślę wtedy i powtarzam czasem głośno za doktor SunWolf, że „niektóre rzeczy można zrozumieć tylko, trzymając w ręku dobre czekoladowe ciasteczko”. Każdy rodzic może się bawić z dzieckiem, jeśli sam nauczy się prawdziwie bawić. I zamiast iPhone’a weźmie do ręki czekoladowe ciastko i się nim porządnie ubrudzi.
Bez takiej postawy zamiast fajnego kompana rodzic w zabawie staje się dla dziecka, jak mawiał Johan Huizinga, „fałszywym graczem” lub zwykłą „psują”. Bo dzieci znakomicie odróżniają prawdziwą zabawę od udawanej. A najczęściej wystarczy przecież po prostu zamknąć oczy i poddać się dziecku. A ono nam wymyśli najwspanialszą zabawę. I w ostateczności, to ono nauczy nas, jak się bawić naprawdę.