Marta: Kotłowały się we mnie emocje
Adopcyjna mama trzyletniego synka (prosi, by nie podawać jej danych): – Nigdy nie zapomnę wściekłości, która towarzyszyła mi podczas słuchania kolejnych audycji akcji radiowej Trójki o adopcji. Intencja twórców była na pewno szlachetna, ale wydźwięk utwierdzał stereotypy dotyczące przysposobienia.
Pierwszy z nich to miłość od pierwszego wejrzenia. Nasze spotkanie z synkiem było fantastyczne i nie zapomnę go do końca życia, ale oboje z mężem nie pokochaliśmy go od razu. Kotłowały się w nas różne emocje: wzruszenie, litość, rozczulenie – bo mały był słodki (jak mówiły panie, wyglądał zupełnie jak domowe dziecko) – jednak nie było w nich tego, co dziś czujemy do synka. Miłość pojawiała się etapami.
Sześć tygodni
W polskich domach dziecka nie ma dziś sierot. Są dzieci z nieuregulowaną sytuacją prawną – mama nie stawia się na sprawę, potem dla odmiany tata zapił, mijają kolejne terminy. Do adopcji trafia rocznie około dwóch i pół tysiąca dzieci. 90 proc. znajduje dom do pierwszego roku życia, pozostałe – do piątego. Po przekroczeniu tej granicy szansa na spotkanie nowych rodziców spada do granicy błędu statystycznego. Dzieci chore, wymagające rehabilitacji, najczęściej jadą do rodzin zagranicznych, których nie przeraża (również finansowo) trud opieki nad niepełnosprawnym maluchem.
Kiedy w szpitalu rodzi się noworodek z niechcianej ciąży, jego mama ma sześć tygodni, aby zdecydować, czy zaopiekuje się niemowlakiem. Tak naprawdę najlepsze, co może zrobić, wiedząc, że nie pokocha i nie przyjmie go do siebie, to zrzec się praw rodzicielskich.
W Interwencyjnym Ośrodku Preadopcyjnym (IOP) w Otwocku co trzeci maluch (najstarsze są roczne, najmłodsze kilkutygodniowe) został urodzony przez narkomankę lub alkoholiczkę. Spośród około setki dzieci, które w ciągu ostatniego roku przewinęły się przez placówkę, zaledwie siedem wróciło do swoich rodzonych mam.